● Z ŻYCZENIAMI POMYŚLNYCH WIATRÓW DLA MICHALINY, UCZESTNICZKI LITERACKICH OBIERKÓW I JEJ MALUTKIEJ CÓTRCZKI, MARCYSI ●~* ~
Samochód
popsuł się zupełnie nieoczekiwanie u zbiegu dwóch najruchliwszych ulic w São
Paulo. Z głębi dobiegł głuchy,
metaliczny terkot. Tęgi mężczyzna o ściemniałej od słońca skórze odruchowo
sprawdził godzinę na złotym zegarku, który przypiął do kieszeni czarnej
kamizelki. Dłuższa ze wskazówek tkwiła u góry, krótsza zaś na czwórce. Odwrócił
się, uśmiechając do sześciolatka siedzącego z tyłu. Chłopczyk miał płowe włosy
i niebieskie oczy. Wyglądał na dużo
młodszego przy nadmiernej szczupłości.
Portugalczyk wysiadł, odkręciwszy dużą śrubę z boku, zajrzał do
wewnątrz. Sprawdził kolejno wszystkie
zębatki, uruchamiające tłoki mechanizmu.
Jakiś nieznaczny szmer sprawił, że odwrócił głowę zbyt późno. Uczuł dziwne pchnięcie, a następnie ciche
westchnienie. Następnie chwile odtwarzał po wielokroć w ramach narzuconej
samorzutnie pokuty. Tłum gapiów otoczył miejsce w mgnieniu oka. Gigantyczna
ciężarówka zakładów tytoniowych wyjechała zza zakrętu ze sporym impetem
uderzając w figurkę na poboczu siła odrzutu cisnęła bezwładną ludzką kukiełkę w
piach. Pomogła dopiero dziewczyna o bardzo jasnej karnacji i srebrzystoszarych
oczach. Wystąpiła z ciżby, unosząc kończyny poszkodowanego. Z rany na czole obficie ciekła krew, więc
zrobiła tymczasowy opatrunek, zawiązując końce jedwabnej chusty, zdjętej z
szyi.
— Żadnych
poważnych złamań, prosiłabym o w miarę prędkie wezwanie ambulansu — zaznaczyła
z naciskaniem. Czy są tutaj jacyś dobrowolni ochotnicy, bo trzeba pomóc.
— To mój
syn, gdyby wcześniej usłyszał wszystko byłoby inaczej — odrzekł zachrypnięty
głos.
— Wypadki
trudno przewidzieć, proszę pana, a to przebiegało szybko. Pracuję, jako
pielęgniarka w tutejszym szpitalu.
— Dziękuję
za uratowanie mu życia, jeśli będę mógł…
Jowita
DellaCruz mimowolnie wyczarowała scenę teatralną, widownię, aktorów. Od lat
spisywała wyimaginowane spektakle wyłącznie do prywatnego użytku. Wymyślanie innego scenariusza sprawiło, iż
zastygła nieruchomo...
1•1
{TEATR WOBRAŹNI RIO NEGRO}
→ CZAS RZECZYWISTY AKCJI; 14 STYCZNIA 1926
ROKU.
→ BOHATEROWIE; GLORIA VASCONCELOS, JOSÉ
VASCONCELOS.
Piętnastolatka
odstawiła żelazko na bok. Skończyła prasowanie szkolnego mundurka dla brata.
Miał pójść po raz pierwszy do szkoły. Gdzie został przyjęty wcześniej po
testach sprawdzających umiejętności czytania. Nauczył się zupełnie sam całkiem
nie wiadomo, jak. Cichutko weszła do niewielkiego pokoiku, gdzie spali
najmłodsi. Ku swojemu zaskoczeniu spostrzegła płowowłosego malca w pełni
gotowego do wyjścia. Torba zwisała należycie z ramienia, Z uwagą sprawdziła czy
koszulka jest czysta, odruchowo przykucnęła, odwijając nogawki granatowych spodni.
Sana ubrała marynarską bluzkę z białym kołnierzykiem, jakby też zamierzała
uczestniczyć w lekcjach.
Gloria;
Komuś najwyraźniej bardzo zależy, żeby zdążyć na czas. Upiekłam bułki
czekoladowe do tego masz sok z pomarańczy, tylko uważaj przy otwieraniu
butelki.
Zezé; Czy
zabierzemy Luisa? Pójdzie z nami?
Gloria; W
porządku, bylebyśmy dotarli przed dzwonkiem.
Unikniemy tłoku na dziedzińcu.
Przy okazji odbierzemy buty od szewca, bądź grzeczny, chociaż tam nie
psoć.
Zezé;
Staram się, Godoia, naprawdę bardzo.
Gloria;
Wiem, niemniej dobrze o tym pamiętać.
Po wyjściu
z domu, cała trójka doszła na rynek główny.
Kobiety obciążone wyładowanymi torbami wykłócały się o ceny rozmaitych
towarów, czyniąc jazgotliwy harmider W pobliżu ktoś zaparkował piękną,
błyszczącą limuzynę, otoczoną grupką wybrudzonych urwisów. Chichotali między
sobą, wymieniając szeptem jakieś monosylaby...
♬♬
Panna
DellaCruz weszła do szpitalnej dyżurki, trąc zaczerwienione oczy. Upłynęło
kilkanaście godzin, odkąd dotarli do szpitala. Biegała po salach zanosząc
lekarstwa, robiąc opatrunki i mierząc temperaturę pacjentom. Wyczerpana usiadła
kozetce, nabierając powietrza w płuca.
Asystowała niejednokrotnie lekarzom podczas skomplikowanych zabiegów,
jednakże teraz ucisk klatki piersiowej był nieznośnie ciężki. Znała rodzinę
Vasconcelosów, albowiem tak od wieków bywało w małych, ubogich miejscowościach.
Pogłoski o zmianie losu niesfornego sąsiada dotarły, zatem i do niej. By odgonić senność, wyrecytowała z pamięci
ulubiony fragment Szekspira:
*(…) Rzecz
się cała wraz ocali,
tylko myślcie, żeście spali,
gdy się snuło to marzenie.
Na czczy przedmiot, liche baśnie,
co się tylko kończą na śnie,
miejcie wzgląd. Gdy przebaczycie,
odpłacimy wam sowicie.
Puk uczciwy, ręczyć gotów,
że gdy szczęściem, nie zasługą,
unikniemy dziś wężach grotów,
nagrodzimy wam niezadługo;
Inaczej- łgarzem mnie goście.
Więc dobranoc, mili goście.
Klaśnijcie, gdyście łaskawi,
a Puk lepiej wnet się sprawi(…)
tylko myślcie, żeście spali,
gdy się snuło to marzenie.
Na czczy przedmiot, liche baśnie,
co się tylko kończą na śnie,
miejcie wzgląd. Gdy przebaczycie,
odpłacimy wam sowicie.
Puk uczciwy, ręczyć gotów,
że gdy szczęściem, nie zasługą,
unikniemy dziś wężach grotów,
nagrodzimy wam niezadługo;
Inaczej- łgarzem mnie goście.
Więc dobranoc, mili goście.
Klaśnijcie, gdyście łaskawi,
a Puk lepiej wnet się sprawi(…)
1•2
{TEATR WOBRAŹNI RIO NEGRO}
→ CZAS RZECZYWISTY AKCJI; 27 STYCZNIA 1926
ROKU
→ BOHATEROWIE; JOSÉ VASCONCELOS, DONNA MARIA
ORAZ POZOSTALI
Szkoła
przyniosła liczne dobrodziejstwa dla okiełznania chłopięcego temperamentu. Na
osiem godzin lekcyjnych diabełek, kuszący do figli milkł ostatecznie. Dzięki temu najbliżsi zaprzestali wymierzania
kuksańców czy szarpania za uszy. Zaś popołudniami wielobarwne latawce frunęły
wysoko pod niebiosa, powodując ekscytację ich właścicieli, ilekroć któryś
spadał na ziemię, plącząc liczne sznurki w spójny węzeł. Najryzykowniejszą zabawą
ulicznej bandy było wskakiwanie na zderzak drogich automobili, tak zwany
nietoperz. Pod sklepem „Głód nędzy” parkowały, jakby wbrew nazwie
najdoskonalsze z nich...
Rufus
Amadéos; Podejmij ryzyko skoku na wypasione cudo seu Manuela to dopiero wyczyn!
On ma niezłego świra, zachowaj czujność.
Zezé;
Dostanę jakąś nagrodę, jeśli dostanę nagrodę za odwagę?
Rufus
Amadéos; Osiem kulek albo dziesięć fotosów kinowych. Pod warunkiem, że nie
zrobi z ciebie marmolady, w co wątpię.
Donna
Maria; Skaranie boskie, natychmiast wracaj. Mało się natłumaczyłam, abyś unikał
obdartusów w te pędy do domu, natychmiast!
Rufus
Amadéos; Chcę zostać, mamo, szybko wrócę.
Donna
Maria; Idźże, zanim stracę cierpliwość, Inaczej pogadasz z ojcem, wtedy cienko
zaśpiewasz!
Właścicielka
piekarni; Tacy najgorsi trzeba im dać nauczkę Niejednokrotnie zamierzałam
napisać skargę do policjantów, niech zrobią porządek…
Cukiernik;
Eh, baby, przestańcie biadolić. Najlepiej używać rozsądnych argumentów, a nie
straszyć…
♬♬
Natal,
jako stolica dystryktu Rio Grande Notre, słynęła z plaży. Fale Oceanu Atlantyckiego monotonnie uderzały
o brzegi. Skrzekliwe rechotanie kururu szmaragdowej* dopełniało dźwiękowe tło
wczesno porannych widoków. Feliks
Teneburg odłożył akta do właściwiej szuflady.
Chcąc nie chcąc przypadł mu zaszczytny obowiązek wygłoszenia
perfekcyjnej mowy końcowej należnej wielkim herosom. Podświadomie czuł, że po
czterdziestu czterech latach odda berło swemu aplikantowi. Niech silniejsi
chwytają rozmaitych łotrów. Ceną osiągniętego sukcesu była gorycz samotności.
Śpiewny ton sekretarki zakłócił ciche rozmyślania
— W
sekretariacie jakiś mężczyzna, panie prokuratorze, nikt umówiony —
zaanonsowała. Bardzo nalega na osobistą rozmowę.
— Niech
wejdzie, wspomniał, czemu przyjechał? — burknął w odpowiedzi nagabnięty.
— Dał
wizytówkę proszę obejrzeć. Szybko rozwiążę problem, dobrze?
Oskarżyciel
publiczny odwrócił się, dostrzegłszy zapowiadanego interesanta. Twarz mu
zbladła. Wspomnienia powróciły ,
niestety okazały się zgubne...
KONIEC
EPIZODU PIERWSZEGO
Słownik pojęć i terminów
- - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
1
→ Cytat zaczerpnięty ze „Snu nocy letniej Wiliama Szekspira.
2
→ Płaz z gatunku ropuchowatych.
Zamieszkuje tereny Ameryki Południowej i Środkowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz