Motto; ~ Każdy Twój wyrok przyjmę twardy,
przed mocą Twoją się ukorzę.
Ale chroń mnie, Panie, od pogardy,
przed nienawiścią strzeż mnie, Boże.~ Natan Tenenbaum
przed mocą Twoją się ukorzę.
Ale chroń mnie, Panie, od pogardy,
przed nienawiścią strzeż mnie, Boże.~ Natan Tenenbaum
ROZDZIAŁ 1 LIST ZNIKĄD
Życie bywa igraszką wartą starań. W przypadku czteroletniej
Liesel Rochester sprawdzało się to niezwykle dokładnie. Przykucnęła na
środkowym stopniu schodów, obserwując rozgardiasz w hallu. Wynajęci pracownicy szykowali
tradycyjny bal. Odbywał się zazwyczaj w połowie marca. Goście nadchodzili
zewsząd, bowiem masywne drzwi główne otwarto na oścież. Po krótkich,
hałaśliwych powitaniach większość przeszła do rzęsiście oświetlonego pokoju w
pobliżu wejścia. Nikt z przybyłych nie przywiązywał wagi do obecności dziecka w
tym domu. Ze swoimi rdzawoczerwonymi włosami i szarozielonymi oczami
przypominała płochliwego liska, szukającego wolnej przestrzeni. Dlatego używała
głównie wyobraźni. Goniąc za Białym Królikiem uciekała przed niezrozumiałą
rzeczywistością...
❦❦
W salonie panował spory ruch. Elegancko ubrani dżentelmeni w
towarzystwie partnerek korzystali z możliwości zabawy. Długie stoły zastawiono apetycznymi
potrawami, zadbano o najmniejszy detal. W cichym kącie stał osamotniony
brunet. Odwrócił się, dopiero pod wpływem lekkiego dotknięcia na
ramieniu.
— Dałabym szylinga, żeby wiedzieć, o czym myślisz —
zabrzmiał cichy, melodyjny szept.
— To bezwartościowe głupstwa, Łucjo, lepiej wracaj do Jane —
odparł uprzejmie, acz z lekką nutą goryczy.
— Prawie ci uwierzyłam, szanowny panie, dobrze udajesz.
Właściciel posiadłości obdarzył długoletnią przyjaciółkę
roztargnionym uśmiechem.
— Dostałem propozycję wyjazdu do Azji — zakomunikował
zwięźle. W Tybecie odkryto kopalnię soli himalajskiej.
— Otóż właśnie idealny pretekst do poznania wnuczki z
dziadkiem, gdzie dokładnie trzymasz ten list?
Łucja Burns* zacmokała. Ilekroć odwiedzała Evans York
przywoływała z pamięci staroangielską baśń. O mężnym szewcu, niosącym światełko
zapalone w Ziemi Świętej, aż do pustkowia zdziczałych kanibali. Podobna
determinacja podtrzymywała nikły ognik, który znała...
❦❦
Echo odbytej rozmowy długo mąciło wieczorny spokój. Gdyby
zapytano trzydziestoczterolatka o sedno konfliktu w dziejach zasłużonych
pokoleń własnego rodu, raczej nie udzieliłby konkretnych wyjaśnień. Lekki
szelest za bogato haftowanymi zasłonami sprawił, że powrócił do rzeczywistości.
Rozchylił je, odnajdując drobną postać skuloną na popielatej wykładzinie.
Nieoczekiwanie przeżył seans wspomnieniowy, tonąc w drgającej czasoprzestrzeni:
Tętent końskich kopyt spłoszył bażanta, spacerującego
między łodygami ostrokosej trawy. Rozsianej bujnie po terenie szwedzkiej
posiadłości. Młodzieńcy przybyli tutaj, zaledwie przed paroma minutami zerknęli
po sobie porozumiewawczo. Posępne brunatne mury odstraszał ubogą ludność,
uzależnioną od możnowładcy, czyli ojca poważniejszego z owej dwójki. Jedynie
bardziej krnąbrni niedorostkowie kradli jabłka, klucząc chyłkiem ku
drzewom. Zmuszeni przez głód ryzykowali, nawet chłostę albo o wiele
gorsze katusze.
— Najchętniej uciekłbym daleko stąd, Ryszardzie — wymamrotał
z ociąganiem starszy chłopak.
— Przypuszczam, że twój ojciec ustąpi — rzucił pocieszająco
nagabnięty.
— Na pewno wymyśli warunki niemożliwe do spełnienia albo
zacznie szydzić. Bezinteresowna pomoc jakieś nędzarce, akurat!
— Kochasz ją, to wystarczający argument, prawda?
— Tak, ażby wydziedziczyć, co uczyni błyskawicznie.
Zgodnie przerwali rozważania, dosiadając ponownie
wierzchowców. Pokonywali znaną trasę w szaleńczym galopie. Spod lasu
dobiegała wielogłosowa recytacja:
*(…) Ej, Tomie Bombadilu, Bombadilu Tomie!
Na wierzbę , bądź na rzekę,
na ogień oraz płomień!
Na słońce czy na gwiazdy,
Na słońce czy na gwiazdy,
posłuchaj, sąsiedzie,
i przybądź zaraz, Tomie, gdyż jesteśmy w biedzie!
i przybądź zaraz, Tomie, gdyż jesteśmy w biedzie!
Tuż przed sobą jeźdźcy zauważyli młodziutką dziewczynę,
sprawującą opiekę nad podopiecznymi zakonnego sierocińca. Dick Mason
usiłował ukryć rozbawienie, jednak psotna cząstka duszy zwyciężyła.
— Cóż, krasnoludki nawiedził śmiertelników, baczność! —
przykazał, zdejmując równocześnie kapelusz.
— Jeszcze nie znasz czarów, buntowniku — odparła filuternie
przewodniczka gromady.
— Racja, klonowa panienko, posiadasz talizman umożliwiający
dogłębne poznanie tajnych mocy?
— Chcecie podjąć ryzyko, bo powrót może być niemożliwy —
ostrzegła uczciwie.
— Poniesiemy wszelkie konsekwencje, panno Eyre.
Szli za barwnym orszakiem. Konie puścili wolno jako że
należały do dzikiej kotliny pod urwiskiem, choć zostały praktycznie
całkowicie oswojone. Teraz kierowali, tylko zmysłami, ufając nawet cieniom w
nieznanej przyszłości. Taką naukę otrzymali u kresu szlaku, z którego
dobrowolnie rezygnowali...
Słownik pojęć i terminów
-------------------------------------
1 → Oryginalnie imię bohaterki brzmiało, jak
pamiętacie inaczej. Zmiany wprowadziłam po przeczytaniu „Opowieści z
Narni.” Wyjaśnienia przekażę Czytelnikom stopniowo.
2 → Dość luźny cytat zaczerpnięty ze znanej sagi o hobitach.
Przełożyła Maria Skibniewska. Jakoś pasowało do klimatu pierwszej ukazanej
tutaj retrospekcji. Wspomnienia okażą się ważną częścią fabuły obmyślanej
właściwie na bieżąco.