Mili Czytelnicy!
Dzisiaj chciałabym Was zaprosić do podróży... na planetę
Małego Księcia. Wiele osób zapewne zna tę książkę. Jest to głęboko mądra
historia. O miłości, przyjaźni, uczuciach. O tym, że dzieci też należy słuchać.
Oj, dla mnie to brzmi dość znajomo... Wszak podobną idee przekazuje, choćby Janusz
Korczak w bajce o królu Maciusiu Pierwszym. Te sprawy są znane naprawdę od
zawsze. Osobiście uważam, iż wiele
analogii odnajdziemy, również w cyklu o Zezé.
Pierwszą rzeczą, jaka przychodzi mi na myśli, jeśli chodzi o podobieństwa są
bohaterowie. Mały Książę po jednej stronie, a po drugiej Zezé. Obu chłopców naprawdę wiele łączy. W
pewnym momencie swojego życia spotykają dorosłych przyjaciół. Poza tym są
niezwykle wrażliwymi i bystrymi obserwatorami, otaczającej ich rzeczywistości.
Dostrzegają zło, niesprawiedliwość, czy to, w jaki sposób traktowana jest
czyjaś odmienność. Być może to staje się
pośrednią przyczyną tego, że chłopcy szukają ucieczki w wyimaginowanym świecie wyobraźni.
Mały Książę ma swoją ukochaną różę, a Zezé
drzewko pomarańczy. Tak naprawdę są to symbole tego, jaką samotność przeżywa dziecko
odrzucone, bądź niekochane przez dorosłych. Po przybyciu na Ziemię i spotkaniu
z lotnikiem Mały Książę prosi go o narysowanie baranka. Zagubiony na pustyni mężczyzna po kilku
nieudanych próbach rysuje w końcu skrzynkę, w której mieszka upragnione przez
chłopca zwierzątko. Po raz kolejny przekonujemy się, wtedy jak wielka może być
potęga ludzkiej wyobraźni. Doprawdy trzeba być kimś wyjątkowym by w zwykłym
pudełku ujrzeć baranka, albo móc prowadzić dialog z drzewem! Taką umiejętność posiadają,
niestety tylko dzieci. Gdy z krainy marzeń wkroczymy do świata zmartwień, trosk
i niesprawiedliwości tracimy możliwość patrzenia sercem, co podkreślają obaj
autorzy. Oczywiście duży wpływ na nas również przeżyte w dzieciństwie tragedie. Opuszczenie asteroidy B12, a zatem wycieczka
na Ziemię jest dla Księcia tragedią, gdyż musi opuścić swój dom. Ciągle martwi
się, czy jego róży nie będą zagrażać baobaby. Jednocześnie staje przed swoistą próbą
wierność w momencie, kiedy trafia do ogrodu z tysiącami tych pięknych, słodko
pachnących kwiatów. Na szczęście
odkrywa, że jego róża, nadal jest wyjątkowa. Jednakże dosyć istotną rzeczą dla
obu chłopców pozostanie pewna trudna kwestia poruszona w bardzo subtelny sposób, a mianowicie
rozmyślania o... samobójstwie. Tak, obaj panowie, choć pisali
swoje opowiadania w rożnym czasie poruszyli ten temat. Przecież Mały Książę, wybierając
ukąszenie przez żmiję decyduje się, poniekąd na samobójczą śmierć w imię miłości do tego,
co zostawił gdzieś w dalekim Kosmosie. Zezé
o tym, że chce umrzeć mówi nie swoim rodzicom, lecz zupełnie obcemu mężczyźnie.
Na pewien czas możemy po tej scenie odetchnąć z ulgą, bo w tym przypadku
perswazja taksówkarza pomaga. Tę idyllę
zburzy, niebawem okrutna igraszka losu. Wówczas pragnienie pójścia do nieba
powróci ze zdwojoną siłą, a ból będzie jeszcze silniejszy... Wartości, o
których mowa w obu książkach są ukryte przed oczami Czytelnika. Trzeba umieć
czytać między wierszami, aby je odnaleźć. To, co czytamy uświadamia nam, iż
czasami wystarczy niewielka szczypta miłości, odrobina zainteresowania ze
strony dorosłych by życie uczynić lepszym. Najgorszym uczuciem, jakie odczuwa maleńka
istota jest samotność. Dopóki będą istnieć nieczuli na krzywdę dzieci ludzie
dorośli, dopóty problem Małego Księcia nie zostanie rozstrzygnięty... Nie bez
powodu wspomniałam Wam na samym początku o Doktorze Januszu Korczaku. Właśnie
on pokazał, że kiedy się kocha dzieci można poświęcić to, co najcenniejsze... życie. Nie musiał iść ze swoimi sierotami tam, skąd już nie było
powrotu. Wielokrotnie proponowano mu ucieczkę z getta z odpowiednimi dokumentami
Wszak mógł porzucić swych podopiecznych mieli innych opiekunów. Czy tak postąpiłby,
jednak dobry ojciec? A może do końca warto podtrzymywać opowieść o wycieczce
na wieś, choćby ta droga prowadziła w ostateczności, gdzieś w zamgloną dal? Na
to pytanie każdy powinien poszukać odpowiedzi głęboko w sercu.