Najmilsi, Czytelnicy!
Długo bardzo, długo o tym myślałam, co zrobić w lutym. Jaką niespodziankę
dla Was przygotować? Jestem zadowolona,
gdyż udało mi się powrócić do pisania moich opowieści. Cieszę się, że wojenne
miniopowiadanie o Zezé zdobyło
takie uznanie. Dziękuję za zróżnicowane komentarze, to pomaga. Cóż, jeśli
chodzi o błędy staram się ich unikać, ale jak widać muszę jeszcze więcej pisać.
To jedyna metoda, by poprawić niedociągnięcia. Tyle w kwestii wstępu. Dzisiejszy
wpis chciałabym poświęcić czemuś, co zawsze mnie zastanawiało. Pamiętacie pewne
lustro, które pojawiło się w cyklu powieści pani Rowling? To zwierciadło nie odbijało
twarzy osób, patrzących w taflę, lecz najgłębiej ukryte pragnienia serca.
Piękna rzecz, prawda? Nie wiem, czy coś
takiego mogłoby istnieć? Na pewno nie dla wszystkich ludzi byłoby to dobre
rozwiązanie. Czasem nie potrzeba zaczarowanego lustra, aby wiedzieć, o czym się
marzy. Ktoś samotny będzie pragną miłości, inni chcą być zdrowi, a są tacy,
którzy marzą, aby mieć... ojca, albo matkę. Kiedy sięgam pamięcią do pierwszego
wpisu, jak publikowałam na blogu doskonale sobie przypominam, że pisałam o
różnorodnych adaptacjach mojej ulubionej książki. Wtedy układając sobie własną obsadę
telewizyjnego spektaklu, według „Mojego drzewka pomarańczowego” jako Portugala
wytypowałam Krzysztofa Pieczyńskiego, ale tak naprawdę do tej roli najbardziej
i to od zawsze pasował inny aktor. Skądinąd to ktoś, kto był dla mnie w
pewnym sensie autorytetem, czyli Krzysztof Kolberger. Nie bez
powodu nawiązuje do tego, gdyż w ostatnim czasie korespondowałam mailowo z
jednym z archiwistów Telewizji Polskiej na temat filmowej adaptacji biografii
pana Vasconcelosa z lat 90 XX wieku. Udało mi się jedynie dowiedzieć, iż rolę
Manuela Valadaresa zagrał właśnie pan Kolberger... Tym bardziej żałuję, że
nigdzie nie można zdobyć tegoż spektaklu dla dzieci z cyklu „Teatr Młodego
Widza.” Oj, to byłby idealny opiekun dla samotnego pięciolatka. Dobry,
kochający ojciec. A potem, kiedy powierzono mu zaszczyt zadanie przeczytania Testamentu
Jana Pawła II uznał, iż to było najważniejsze osiągnięcie aktorskie, jakiego
doświadczył. Być może, dopiero
przekonałam się, ile prawdy jest w tych najgłębiej ukrytych pragnieniach
naszych serc? Te najprostsze są, zarazem
najpiękniejsze... A Wy, co chcielibyście zobaczyć w takim zaczarowanym lustrze?
Jeśli chodzi o mnie to postanowiłam napisać specjalnego na Walentynki, a zatem
zmianie ulegnie termin publikacji trzeciego epizodu wojennej miniaturki.
Wybaczcie po prostu postanowiłam... hmm przywrócić pozytywny wizerunek pewnej dziewczynie
o imieniu Gloria. Troszkę niesłusznie ją, bowiem spaskudziłam w obecnym
miniopowiadaniu i byłoby mi przykro, gdybym czegoś z tym nie zrobiła. Na razie
nie zdradzę Wam niczego więcej, bowiem ma to być niespodzianka... Oczywiście ze względu na publikację w Dniu Świętego Walentego będzie to, coś miłości, bo jakżeby inaczej? Mam nadzieję, że Was w zachęciłam tą zapowiedzią? W między przemyślę, co
dalej spotka ojca i syna w trakcie rozłąki, którą opisałam w epizodzie
drugim. Cóż, do zobaczenia niebawem, Czytelniku!