3/06/2014

{ MINIOPOWIADANIE} -3- Ażeby się okazał ten dzień a cienie przeminęły











Motto:

~ Jedyna rzecz, jaka nie podlega przegłosowaniu przez większość, to sumienie człowieka.~
 Harper Lee














EPIZOD 3 ODPOWIE CI, BRACIE, TYLKO WIATR



















Wadowice, niedziela 2 czerwca 1942 r. 

Ciepła, słoneczna pogoda z pewnością sprawiała, iż ludziom łatwej było poczuć beztroskę, mających się wkrótce rozpocząć wakacji. Wojna trwała nadal, lecz ogólna atmosfera wyciszenia koiła wszechobecny niepokój. Taki nastrój panował tuż za bramą klasztoru braci Marystów. Zakonnicy nie pamiętali już czasów, w których się tu osiedlili początki, tegoż zgromadzenia sięgały, bowiem XII wieku. Od tamtej pory białe mury kościoła Świętego Bonifacego trwał niewzruszane żadnymi kataklizmami. Sprawiało to wrażenie, iż Bóg postanowił osobiście objąć we władanie swoją siedzibę, by chronić jej mieszkańców od wszystkiego, co złe. Rozległymi ogrodami, a także powierzonymi mu współbraćmi opiekował się siwowłosy staruszek przygarbiony z powodu wieku, o twarzy pooranej zmarszczkami. Cyryl Klemetowicz był przeorem klasztoru od ponad dziesięciu lat, sprawował swoją władzę mądrze i z głęboką roztropnością, dzięki czemu zło panujące obecnie nad światem przyjmował ze spokojem pełnym godności. To on tuż po wkroczeniu wojsk niemieckich zarządził, aby wykonać tablicę z marmuru z krótkim, choć znaczącym przesłaniem „Czas ucieka, wieczność czeka.” Do tego właśnie sielskiego zakątka major Artur Götman przywiózł chłopca, którego uratował. Nie mógł osobiście zaopiekować się pięciolatkiem, mimo że byłoby to najlepsze rozwiązanie. Brat Cyryl znał Niemca jeszcze z czasów przedwojennych wiedział, więc o nim wszystko, co trzeba. Zatem bez wahania zgodził się przyjąć do klasztoru kolejnego małego podopiecznego. Budynek od dwóch lat stanowił schronienie dla dziatwy pozbawionej opieki rodziców. Zezé nie wyróżniał się niczym, pośród tych szarych wróbląt, biegających po ogrodowych alejkach we wczesne niedzielne przedpołudnie, zaraz po obowiązkowym nabożeństwie. Przeor wreszcie dostrzegł oczekiwanego gościa. Młoda dziewczyna o brązowych włosach i szarozielonych oczach przykucnęła na żwirowej alejce, by przywitać się z małym blondynkiem. Gdy nareszcie podeszła do starszego mężczyzny w habicie na jej policzkach widniały ślady łez.
— Przyjechałam tak, jak się  umawialiśmy postaram się opowiedzieć wszystko, co wiem o panu Valadaresie — szepnęła opanowanym głosem.
— Modlę się, żeby wszystko się dobrze skończyło, panienko — odparł równie spokojnie brat Cyryl. Teraz, kiedy chłopiec wyzdrowiał najlepiej byłoby, gdyby zajął się nim ktoś, kogo zna.
— Rozmawiałam ze swoją szefową, wie już o wszystkim. Powiedziała, że mogę zamieszkać w Wadowicach, nawet na dłużej.
— Ale ma pani wątpliwości, czy to dobry pomysł. Cóż, najbezpieczniej jest w paszczy lwa jak twierdzą starożytni mędrcy.
— Dziękuję, że wyleczyliście małego mam nadzieję, że  ustalimy coś sensownego. 
— Zatem zapraszam do mojego gabinetu napijemy się wspólnie nalewki z czarnego bzu oczywiście wyłącznie w celach zdrowotnych. 
♆♆
Düsseldorf, poniedziałek 3 czerwca 1942 r.
Obóz Lalfort- Hé zbudowano na odludnych, bagnistych terenach także jakakolwiek próba ucieczki zakończyłaby się śmiercią głodową. W okolicznych lasach nie brakowało wilków, niedźwiedzi oraz innych dzikich zwierząt, będących potencjalnym zagrożeniem dla człowieka. Z pewnością dla wielu nieszczęśników taka śmierć byłaby wybawieniem w porównaniu z piekłem, jakie musieli przeżywać od pierwszego porannego apelu, aż do zapadnięcia nocy. Gustav Bergman przypominał bestię w ludzkiej skórze, bowiem nic nie sprawiało mu większej radości, niż torturowanie swoich niewolników. Uwielbiał przeprowadzać przesłuchania, bądź selekcje, gdyż wówczas zyskiwał władzę nad życiem i śmiercią. Więźniowie doskonale wiedzieli, iż to, ile pozostało im czasu zależy od humoru esesmana obecnego przy danym przesłuchaniu. Rotmistrz Witold Pilecki również bardzo szybko zdał sobie z tego sprawę. Leżał na noszach z rękami związanymi na plecach, starając się nie napinać mięśni przy kolejnych uderzeniach. Obecnie zaczął już odczuwać nie tylko zmęczenie psychiczne, lecz przede wszystkim potrzebę skorzystania z łazienki. W ciągu ostatnich dwóch godzin padały te same pytania przerywane coraz częstszym biciem. Niemal równolegle przy sąsiednim biurku odbywał się równie dramatyczny spektakl.
— Pytam po raz kolejny, jak długo ukrywałeś tych Żydów, ty śmieciu? — wrzasnął Frederick Rosner, odsuwając płomień zapalniczki od przedramienia Portugalczyka. Zacznij mówić prawdę, albo pożałujesz, że nadal żyjesz. 
— Nikogo nie ukrywałem, przecież wiem, co za to grozi — Brunet z trudem uniósł głowę, usiłując bezskutecznie wyswobodzić nadgarstki z ciasnej pętli przywiązanej do oparcia krzesła.
— Widzę, że dalej próbujesz zgrywać bohatera, co? W takim razie nie licz na spokojną noc, skoro nie chcesz gadać teraz zajmą się tobą moi koledzy. Może to sprawi, że porozmawiamy jak dżentelmeni? 
Strażnicy wywlekli z pomieszczenia obu przesłuchiwanych, a jasnowłosy młodzieniec zapalił papierosa, spoglądając na wiszący na ścianie zegar. Wtedy z przyległego pokoju wyszła dziewiętnastolatka w czerwonej balowej sukni. Mogli wreszcie pójść  na przyjęcie do niemieckiego hrabiego. Kochanków nie obchodziło nic oprócz dobrej zabawy. Poza tym Frederick Rosner miał dla młodziutkiej skrzypaczki niespodziankę, którą przygotowywał od dłuższego czasu...
♆♆
Wadowice, środa 24 grudnia 1942 r. 
Tegoroczna Wigilia dla wielu osób z pewnością nie była czasem radosnego wyczekiwania na narodziny Dzieciątka Jezus. W sklepach brakowało wielu towarów, toteż przygotowanie tradycyjnej wieczerzy graniczyło, nieomal z nieprawdopodobieństwem. Jakby na przekór losowi Jowita Miodkowska po raz ostatni obrzuciła spojrzeniem stół przykryty białym obrusem, na którym leżały świerkowe gałązki oraz pomarańcze zdobyte dzięki uprzejmości jednego z sąsiadów. Zapachy unoszące się w powietrzu przyprawiały  o zawroty głowy. Pracownica opieki społecznej uśmiechnęła się ze smutkiem. Gdybyż mogła poprosić o jakiś maleńki bożonarodzeniowy cud z pewnością, by to zrobiła. W tym samym momencie do jej uszu dobiegło niepewne stukanie do drzwi. W progu stanął mężczyzna z plecakiem na jednym ramieniu. Do przedpokoju wybiegł zaciekawiony dziwnymi odgłosami Zezé. Niespodziewany gość odruchowo wyciągnął ręce w tamtym kierunku, a oczy rozświetlił mu blask. Malec na moment znieruchomiał, lecz już po chwili podbiegł do ojca. Miesiące rozłąki przestały mieć znaczenie , a wszystkie złe doświadczenia zostały zapomniane. Jak się okazało nie była to ostatnia wizyta tego wieczoru.  Tym jednak razem nie tylko panna Miodkowska była zaszokowana. Na widok  kobiety w drogim, błyszczącym futrze Manuel Valadares podniósł się z kanapy, usiłując opanować dopiero, co przeżyty wstrząs. Pomimo upływu lat bez trudu rozpoznał swą rzekomo nieżyjąca żonę.
— Czy nigdy nie chciałaś wiedzieć, co się u nas dzieje, Cecylio?
wykrztusił z trudem łapiąc oddech. 
— Och, gdybyś nie urządził mi pogrzebu, to na pewno przyjechałabym wcześniej — odwarknęła z furią rudowłosa harpia. 
— Przez cały czas wierzyłem, że żyjesz, ale najbardziej przeżyła to Gloria...
 — Już się widziałyśmy, kochany mężulku, dlatego wróciłam. Chcę ją zabrać do Berlina jeszcze przed Sylwestrem.
— Masz również syna, czy jeszcze o tym pamiętasz?
— Twój bękart  nigdy  mnie specjalnie nie interesował, gdyby było inaczej,  tobym nie odeszła, głupcze. 
Życie przynosi różne niespodzianki czasami, niezbyt miłe. Taksówkarz nie spał tej nocy, rozmyślając nad przyszłością. To, czego doświadczył w ciągu minionych miesięcy utwierdziło go w przekonaniu, że na pewne pytania odpowiedź zna jedynie wiatr...



KONIEC MINIOPOWIADANIA WOJENNEGO