11/23/2015

{MINIOPOWIADANIE} -2- Spod znaku kolibra

 ~ Spieszmy się kochać ludzi recytacja Krzysztof Kolberger

EPIZOD 2


São Paulo, 23 kwietnia 1927r. 
Przygotowania do Pierwszej Komunii Świętej dla większości drugoklasistów okazały się bardzo ekscytujące. Za sprawny przebieg ceremonii odpowiadał proboszcz z kościoła pod wezwaniem Dobrego Pasterza. Odkąd pamiętano sprawował niepodzielną władzę nad parafianami, uznającymi to za coś naturalnego. Znał większość problemów, jakie ich trapiły. W słoneczne wiosenne popołudnie oczekiwał gości, przeglądając księgi parafialne. Pukanie do drzwi sprawiło, że wiekowy staruszek drgnął nieznacznie. Do środka zajrzał elegancko ubrany brunet o smagłej twarzy. 
— Dzień dobry, jestem zgodnie z umową, nie przeszkadzam? — zapytał taktownie. Załatwiałem ostatnie formalności w szkole. 
— Bardzo mi zależało na tej rozmowie, bo to istotne, seu Valadares, w dodatku niezręcznie się czuję, ale... — Owa pauza od początku zapowiadała trudną dla obu stron rozmowę. 
— Z przyjemnością pomogę, w czym trzeba, więc słucham uważnie. 
— Niestety, w tym roku udzielenie chłopcu sakramentu będzie niemożliwe, naprawdę mi przykro. Czekamy na kogoś, wtedy się dowiemy szczegółów.
— Ze względu na wiek, czy z jakiegoś innego powodu? 
— Chciałbym zaoszczędzić wszystkim podobnej traumy, lecz czasem nie mamy wyboru — wymamrotał niechętnie kanonik. 
Niespodziewanie w zakrystii zjawiła się młoda kobieta w bawełnianej jasnożółtej sukience, z krótkimi rękawami. Twarz o niezwykle delikatnych rysach okalały długie złociste włosy. Podobieństwo do młodszego brata zdawało się wręcz niezwykłe. Gdy stanęła pośrodku dywanu, uniosła głowę tak, by móc spojrzeć w oczy stojącemu, naprzeciwko mężczyźnie. 
— Nie wiem, czy potrafię o tym opowiadać, bo zdaję sobie sprawę z moich błędów — zaczęła niespokojnie Gloria.
— W takim razie może najpierw usiądziemy, przecież nie będziemy tak stali — zaproponował łagodnie taksówkarz. 
— Obawiam się, że nie mamy za dużo czasu, raczej nie jestem tutaj zbyt mile wdziana. Każdy grzech zasługuje na karę, szczególnie taki — kontynuowała półszeptem, przygryzając wargę. 
— Masz na myśli sytuację rodzinną, prawda?
— To, co ujawnię wiele zmieni, zapewne powinnam uprzedzić o tym przed adopcją

— Uhm, rozumiem. 
— Widzi pan to się wydarzyło, gdy skończyłam szesnaście lat — Młoda blondynka zacisnęła kurczowo pięści. Ojciec od zawsze traktował mnie inaczej, niż resztę. Tamtego wieczoru matka wyszła na nocną zmianę do fabryki, siostry do kina, wtedy zostałam ponownie zgwałcona. 
— Domyślam się, przez kogo i że najgorsze, dopiero nastąpi. 
— Owszem, miesiąc późnej uciekłam do cioci, bardzo mi pomagała. Mimo sprzeciwów podjęłam decyzję o urodzeniu... bękarta, zresztą to nieważne. Tak więc już pan wie
Po ostatnich słowach zapadła głucha cisza. Siwowłosy proboszcz w czarnej sutannie wykrzywił usta w wymownym grymasie. Z niedowierzaniem popatrzył na dwoje obejmujących się ludzi. Oczekiwał, co najemnej gorzkich wymówek, dotyczących ukrywania szokującej prawdy. Pięć minut późnej został sam...
✽✽
Lizbona, 7 maja 1927r. 
Gabriela Bakasz przebiegła ostatni fragment trasy, prowadzącej do szpitala, w którym pracowała. Pojawiała się zawsze nieco wcześniej, by unikać niepotrzebnych stresów. Personel szpitala uznawał ją za dziwaczkę. Bowiem z uporem wykonywała obowiązki neurochirurga. Od rana do wieczora przebywała w ponurych szpitalnych klitkach, wypisywała skierowania na badania, uspakajała obawy. Bezszelestnie podeszła do stojącego pod oknem łóżka. Nowy pacjent nadal nie odzyskał przytomności po skomplikowanej operacji. Jej wzrok przyciągała drobna postać z głową opartą na kołdrze. Mały chłopiec budził podziw na oddziale. Nieznaczny szmer natychmiast wzmógł czujność lekarki. Doskonale rozumiała, co oznacza.
— Witamy z powrotem, jak się spało? — roześmiała się wesoło, sięgając po stetoskop.
— Niestety, niewiele pamiętam — przyznał nieco bełkotliwie czterdziestodziewięciolatek. 
— Spokojnie, usunęliśmy guza. Niebawem dolegliwości znikną 
— Chciałbym podziękować za uratowanie życia. 
— Nie ma, za co, chociaż nie przypisywałabym sobie całej zasługi. 
— Słucham?
— Proszę lekko obrócić głowę, tylko ostrożnie, dobrze? 
Chory posłusznie wykonał polecenie. Mięsień szczęki pulsował mu konwulsyjnie. Delikatnie pogłaskał drobną rączkę malca. Nie zadawał dalszych pytań. Po prostu leżał nieruchomo. Do sali wkroczył barczysty, wysoki olbrzym. Śnieżnobiały kitel przyozdobił srebrnym łańcuszkiem od zegarka. 
— Nasz nowy pielęgniarz, wciąż dobrze się spisuje, panno Bakasz? — zagaił tubalnym barytonem.
 — Tak
— Widzę, że w końcu zasnął, biedactwo, trzeba go zanieść do mojego gabinetu. A panu zrobimy kilka badań, to nic wyczerpującego, zapewniam. 
✽✽
Nabożeństwo w niewielkiej szpitalnej kaplicy wyglądało zupełnie inaczej, niż w Ameryce Południowej. Ubrany w komżę młodziutki ksiądz, również w niczym nie przypomniał konserwatywnego starca, rządzącego w dużej parafii. Istotnie ksiądz Markus Asthon był równie lubiany, jak sympatyczna pani neurochirurg. Jasnozielone oczy kontrastowały z oliwkową cerą oraz kasztanowymi włosami. Na podwyższeniu po lewej stronie ołtarza usadowili się chórzyści, młodzieńcy w sile wieku. Lekarze i ozdrowieńcy siedzieli w drewnianych ławkach, pogrążeni w modlitwie. W odróżnieniu od większości krajów europejskich w stolicy Portugalii poświęcone hostie niekiedy zabarwiono suszonymi płatkami lawendy, albo sokiem z dzikich malin. Dzięki czemu zyskiwały jasne, pastelowe kolory. Chór rozpoczął melodyjny hymn, będący wstępem do odwiecznego rytuału:


*(...)Sław języku tajemnicę
Ciała i najdroższej Krwi,
którą jako Łask Krynicę
wylał w czasie ziemskich dni,
Ten, co Matkę miał Dziewicę,
Król narodów godzien czci.

Z Panny czystej narodzony,
posłan zbawić ludzki ród,
gdy po świecie na wsze strony
ziarno słowa rzucił w lud,
wtedy cudem niezgłębionym
zamknął Swej pielgrzymki trud.

W noc ostatnią, przy Wieczerzy,
z tymi, których braćmi zwał,
pełniąc wszystko jak należy,
czego przepis prawny chciał,
sam Dwunastu się powierzył,
i za pokarm z Rąk Swych dał(...)


— Oto jest Baranek Boży, który gładzi grzechy świata, błogosławieni wezwani na Jego ucztę — zaintonował półszeptem Markus Asthon, kiedy przebrzmiały ostatnie dźwięki skrzypiec. 
— Panie, nie jestem godzien abyś przyszedł do mnie, ale powiedz, tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja — odparli posłusznie wierni. 
Po chwili nastąpił obrzęd przyjmowania komunii świętej. Studenci drugiego roku seminarium krążyli ze złotymi kielichami, zawierającymi kruche opłatki. Ten  uroczysty, podniosły nastrój zakłócił odgłos gwałtownie otwieranych drzwi. Do wnętrza wtargnęło kilku ubranych na czarno mężczyzn, z długimi, groźnie wyglądającymi nożami. Przywódca bandy w chuście osłaniającej twarz, popatrzył z pogardą na przerażonych ludzi. 
— Jeżeli zachowacie rozsądek nic wam nie grozi — syknął jadowitym tonem. Róbcie, co wam każę, a nikt nie ucierpi. 
— Czego chcecie, panowie? — Ordynator chirurgii zabrał głos jako pierwszy. 
— Na wyjaśnienia przyjdzie czas! — odwarknął ostro tamten. 
Jakby na dany znak jego podwładni przystąpili do oddzielenia najmłodszych dzieci, przebywających w szpitalu, ignorując zupełnie pozostałe osoby. Protesty niektórych pielęgniarek nie odnosiły skutku. Przerażone maluchy w towarzystwie uzbrojonej eskorty zniknęły w jednym z od dawna nieużywanych magazynów. Cała akcja przebiegała bez najmniejszych zakłóceń. Z dorosłymi zakładnikami postąpiono równie metodycznie. Jeden z wyższych rangą pracowników gangu odszukał klucz do kaplicy, odcinając tym sposobem drogę ucieczki. Dopiero po upewnieniu się, iż nikogo nie ma w pobliżu rozległy się niepewne rozmowy. Obecnie przewagę zyskali ci, którzy z taką determinacją przeprowadzili atak. Jednakże należało zachować rozsądek, wierząc, iż każdy kryzys można zwalczyć. Szum wiatru w koronach drzew i nieco przytłumiony skrzekliwy pisk kukabury, * dobiegający z oddali chwilowo pocieszał, nawet najbardziej załamane kobiety. Na razie musieli czekać na to, co przyniesie im los...


KONIEC EPIZODU 2


Słowik pojęć i terminów


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -




1 ---> Pieśń kościelna śpiewana zwykle, podczas święta Bożego Ciała, jak również przyjmowania Eucharystii.


2 ---> Inaczej zimorodek olbrzymi. Ptaki te zamieszkują głównie Australię, jednak można je spotkać w specjalnych hodowlach, na przykład w ZOO.