10/07/2015

{MINIOPOWIADANIE} -1- Spod znaku kolibra






EPIZOD 1





  São Paulo, 19 kwietnia 1927r.

Noel Valadares sięgnął po kolejną drożdżową bułeczkę nadziewaną marmoladą z kwaśnych zielonych pomidorów, opuszczając wzrok na śnieżnobiały, starannie wykrochmalony obrus. Wizyta nie przebiegała tak, jak zaplanował. Wreszcie uniósł głowę, by popatrzeć na siedzącego naprzeciwko tęgiego bruneta.
— Posłuchaj, naprawdę nie zabawię tutaj długo — wymamrotał przepraszająco. Wkrótce zniknę, obiecuję.
— Mówiłem ci, że możesz zostać, o ile nie narobisz jakichś głupstw— odparł opanowanym tonem gospodarz. 
— Przecież pamiętam naszą wczorajszą rozmowę, nie zamierzam się, zbytnio naprzykrzać. 
— Idę, niektórzy pracują, kiedy inni odpoczywają. Wrócę około szesnastej. Gosposia wpadnie trochę posprzątać także nie zamykaj drzwi.
Portugalczyk zapiął marynarkę, a następnie wyszedł do sieni. Niespodziewany powrót młodszego brata obudził dawno uśpiony niepokój...
✽✽  
Dzielnica Alderno Cruz znajdowała się w północnej części miasta. Sporą część odgrodzoną drutem kolczastym zamieszkiwali Murzyni. W pobliżu jednej z kamiennych chat bawiło się dwoje dzieci. Sześciolatek o krótko obciętych płowych włosach z jasnoniebieskimi oczami kucał na ziemi nieopodal czarnoskórej koleżanki. W skupieniu grali w szklane kulki. Przyglądająca się temu z pobłażliwym uśmiechem staruszka chrząknęła znacząco.
— Pora kończyć tę zabawę i wracać do domu, Sówko, biegnij do mamy zagderała dobrodusznie.
— Tak, babciu.
— Bardzo słusznie, Martho, wróble niechaj przebywają z wróblami — krzyknęła z potępieniem jakaś sąsiadka.  Niepotrzebnie go w ogóle przyprowadzałaś!
— Daj spokój, chyba zapomniałaś, że nie posiadasz władzy nad wszystkimi — padła spokojna odpowiedź. 
— Odkąd usługujesz temu bogaczowi straciłaś rozum! Każdy dostanie to, na co zasłużył!
Wrzaskliwa przemowa nie wzbudziła niczyjego zainteresowania. Podobne konflikty często wybuchały w owym specyficznym tyglu...  
✽✽
Seu Ladislau ze spokojem słuchał relacji swojego przyjaciela. Niebo za oknami stopniowo ciemniało, a oni rozmawiali przyciszonymi głosami. Znali się od lat i w trudnych chwilach zawsze mogli na siebie liczyć. 
— Uważam, że na razie nie ma powodu do zmartwień — podsumował burkliwie cukiernik. W końcu po tylu latach naprawdę można zrozumieć swoje błędy.
— Gdyby chodziło, tylko o mnie wcale bym się nad tym nie zastanawiał, ale teraz jestem odpowiedzialny za kogoś jeszcze — powiedział cicho taksówkarz, dolewając wina do dwóch kieliszków. 
— Skoro masz takie obawy, to faktycznie trzeba w miarę szybko wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodzi.
— Nie ufam Noelowi, kiedyś już udowodnił, do czego jest zdolny. Teraz pojawił się tak nagle nie bez powodu.
— Tak, masz rację lepiej zachować czujność. Będę się zbierać, bo jutro wybieram się na wieś. Może zechcecie dotrzymać mi towarzystwa? 
 ✽✽ 
  São Paulo, 20 kwietnia* 1927r. 
Zażywanie pejotla* należało do odwiecznych rytuałów, niemal wszystkich plemion indiańskich. Do grona wtajemniczonych należał również pewien trzydziestopięcioletni malarz. Jako niespełniony artysta poszukiwał czegoś, co wreszcie zapewniłoby mu powodzenie w życiu. Tego wiosennego poranka postanowił wreszcie zrealizować zemstę którą obmyślał od dawna. Być może właśnie te okoliczności sprawiły, iż dokładnie o dziewiątej na dziedzińcu szkoły powszechnej rozległ się dziecięcy płacz. Młodej nauczycielce niosącej na rękach zakrwawionego ucznia pomógł, dopiero jakiś sprzedawca z pobliskiego bazaru.
— Jak to się stało, donna Cecylia? — dopytywał łagodnie, próbując uspokoić zdenerwowaną kobietę.
— Dozorca nie zamknął dokładnie bramy i pies zaatakował małego, kiedy wyszliśmy z budynku. 
— Mój Boże, przecież prędzej czy późnej musiało dojść do nieszczęścia. Najpierw chodźmy do doktora Falabera na pewno jest w fabryce, a późnej osobiście porozmawiam z tym partaczem. 
Nikt nie przypuszczał, że prawdziwym sprawcą wcale nie okaże się nieodpowiedzialny dozorca, lecz tajemniczy buntownik. Okoliczni mieszkańcy bardzo przejęli  się losem małego, pokrzywdzonego chłopca. Te wydarzenia miały na zawsze pozostać w pamięci, przynajmniej dwóch osób...


KONIEC EPIZODU 1








Słowik pojęć i terminów




- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

1 ---> José de Vasconcelos, autor powieści „Moje drzewko pomarańczowe” urodził się 26 lutego 1920 roku, ale na potrzeby fabuły data została zmieniona.

2---> Narkotyk pozyskiwany z kaktusa rosnącego w Meksyku.