Motto;~ Królem oraz królową Narni pozostaniecie na zawsze. Noście korony godnie, Synowie Adama! Noście je godnie, Córki Ewy!C.S Lewis.~
ROZDZIAŁ 2 GRAJEK PRZY ROZDROŻACH ANIOŁÓW
Otchłań
spowijała dzieje zasłużonych rodów nierozwiązywalnymi znakami zapytania. Stacja
kolejowa za Sztokholmem równie ściśle odgraniczała angielską zbiorowość od
szwedzkiej. Rokosz Egstrõm poszedł do
maszynisty. Analiza przedstawionego upoważnienia trwała w miarę krótko i
zarządca pozostał sam z małą pasażerką. Należało dotrzeć do celu w miarę
szybko. Ostatni etap podróży wydawał się najcięższy. Chłodny marcowy wiatr nasycony zapachem
dzikiego tymianku odpędzał senność. Niebawem staroświecka limuzyna zaparkowała
nieopodal bramy, którą otwierano za pomocą srebrnego klucza. Rozległe tereny
Fairfax Hall nakazywały zachowanie ostrożności, zamiast napawać przyjemnymi
skojarzeniami Głębie murów absorbowały stęchłą wilgoć wespół z ciemnością. Splątany gąszcz bluszczu uniemożliwiał dopływ
dziennego światła. Bawialnię zazwyczaj rozświetlał odblask dogasającego ognia z
kominka. Lampę pod sufitem zapalano sporadycznie, po uzyskaniu wyraźnego
rozkazu od dawna pomijanego. Po śmierci
żony Aleksy Rochester stopniowo odcinał się od otoczenia. Obaj synowie
postąpili wbrew temu, czego początkowo oczekiwał. Starszy wędrował po
najodleglejszych krańcach Ziemi, zaś młodszy został nieodwołalnie potępiony za
potajemny ślub i ucieczkę z kręgu wybrańców. Przez dłuższy okres zgorzkniały
szlachcic odrzucał wszelkie próby kontaktu. Ukończywszy siedemdziesiąt lat
udzielał gościny nieznanej przybłędzie dla zaspokojenia egoistycznego kaprysu.
Dlatego zarządca odprowadził kilkulatkę do pokoiku na poddaszu. Zapalił lampę
naftową, dzięki czemu zobaczył swą podopieczną. Oględziny najwyraźniej wypadły
pomyślnie, bo pogłaskał ostrożnie małą rączkę.
— Jesteśmy
na miejscu, panienko, zaraz coś zjemy — zagadnął dziarsko. Trzeba nabrać sił
przed kolejnymi wyzwaniami, prawda?
— Chcę
poznać dziadka wtedy będziemy mogli pobawić się razem — pisnęła rezolutnie.
— Och,
zejdziemy tam niedługo, zapewniam. Teraz poproszę gosposię, żeby przyniosła
lemoniadę tutaj robimy najpyszniejszą.
Jowialny
Szwed usiłował jakoś zagłuszyć niepokój. Sięgnął do walizki, skąd wyjął
szmacianego jasnozielonego słonika z różową kokardką na czubku trąby. Robił
wszystko, aby jak najdłużej odwlec konfrontację z chlebodawcą. Wizja liska
uwięzionego w sidłach kłusownika sprawiała, że dostawał gęsiej skórki…
❦❦
Tybetańska
samotnia górowała ponad warstwowymi szczytami Rozdroża Aniołów. Przed wejściem jaskini gromadzili się
górnicy, trzymając w rękach oliwne latarnie..
Wchodzili do środkowego tunelu z linami owiązanymi wokół nadgarstków
współtowarzysza, co dawało gwarancję udanej ekspedycji Każdą piątkę poza
sznurami łączyło milczenie. Okoliczności nie sprzyjały rozmowie. Chrobotliwy
trzask zakłócił niezmącony spokój jaskini. Ryszard Mason odczuł drżenie, które
wstrząsnęło żoną przyjaciela. Instynktownie wykonywał dalsze czynności. Posadził
dziewczynę na ziemi, po czym odetchnął kilkakrotnie.
—
Spokojnie, najprawdopodobniej skręciłaś stopę — objaśnił racjonalnie. Poprosimy
o pomoc ojca Saldremo zna podstawy medycyny.
—
Przysporzyłam kłopotów, jak zwykle – wyszeptała drżącym głosem. Trzeba
zaakceptować nieuchronne… odsunąć się w cień, przynajmniej chwilowo.
—
Zamierzasz opuścić Edwarda z powodu najzwyklejszego wypadku czy zapomnianych
uprzedzeń?
— Nie,
dużo poświęcił dla naszego związku. Długi spłacone, choćby najpóźniej nabierają
znaczenia.
Umilkli,
rozpamiętując przeszłość. Kilka metrów dalej rozgrywał się zupełnie odrębny
dramat. Przewodnikami oprowadzającymi mniej doświadczonych byli tubylcy.
Uodpornieni pracą ciężkich warunkach przybierali maskę opanowania, wobec
nerwowych, wrażliwych obcokrajowców. Pośród tych wygów krążył stale
dziewięcioletni chłopiec. Odmienny od
tutejszych wyglądem nie uznawanym za normalny Włosy o srebrzystym odcieniu
platyny lśniły w mdłym blasku, a granatowe oczy przypominały nieprzeniknioną
morską głębię. Pochodził z biednej górniczej rodziny, był najmłodszy z siódemki
rodzeństwa. Dzięki wrodzonemu talentowi muzycznemu niejako w sposób naturalny
został grajkiem. Najczęściej wygrywał na
harmonijce nastrojowe, liryczne ballady. W trakcie pokonywania ostatniej ze
szczelin wyjściowych utknął pomiędzy wrogo nastawionymi mężczyznami.
— A na
drzewach, zamiast liści zawisają altruiści — wyskandował kpiarsko najwyższy z
Euroazjatów. Przekonywałem, żeby został,
i co?
— Och,
znowu bredzisz, lepiej policz do dziesięciu — warknął ostrzegawczo szef grupy.
— Dosyć
uległości, Scottland, wykonuj swoje obowiązki. Albo zrezygnuj
— Radzę
konsultacje psychiatryczne, to mój warunek odnośnie stałego kontraktu.
— Mam
gdzieś twoją łaskę, draniu!
Kłótni
słuchano w coraz większym napięciu. Niejednokrotnie zostawali świadkami
tragedii, bo jaskinie skrywały groby zmarłych na skutek powikłanych zabójstw.
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności druga ekipa zawróciła, aby sprawdzić postępy
dokonywane przez resztę. Następny etap wejścia do kopalni soli odłożono na
kiedy indziej, by wszystko bardziej sprzyjało wcześniejszym założeniom. Po powrocie do klasztornej osady zaoferowano
im chleb bakaliowy, zmrożony miąższ
różowej papai i owczy twarożek z siemieniem lnianym Zakonnicy do minimum ograniczali własne
potrzeby, by pomagać okolicznym biedakom. Przez co wyżywienie było proste, acz
smaczne. Dziś za to goszczono osławioną
śpiewaczkę klasyczną. Muzycy czekali na
scenie z nastrojonymi instrumentami. Czarnowłosa Hiszpanka wyśpiewywały kolejno
wersy „Habanery”* Bizeta:
(…) Miłość
jest drapieżnym ptakiem,
którego widzi się tylko raz,
nocą zbiera czarne kwiaty
i cicho czeka na twój czas.
którego widzi się tylko raz,
nocą zbiera czarne kwiaty
i cicho czeka na twój czas.
Bo miłość
to cygańskie dziecię,
ani mu nie ufaj ani wierz,
gdy gardzisz kocham cię nad życie,
lecz gdy pokocham to się strzeż (…)
ani mu nie ufaj ani wierz,
gdy gardzisz kocham cię nad życie,
lecz gdy pokocham to się strzeż (…)
Zgodne
oklaski nagrodziły występ. Safiana
Harris przybyła niepostrzeżenie za trojgiem europejskich wędrowców. Hipnotyczny wzrok utkwiła w
trzydziestoczterolatku. Odczuwała wstręt, gdyż rzucona przed czterema laty
klątwa, najwyraźniej działała. Zrobiła
krok w tamtą stronę, rozmasowując zesztywniały kark. Chciała udzielić
stosownych wyjaśnień, lecz stłumiła odruch serca. Jakoś sobie wszystko ułożą,
jeśli pozostaną razem. Uwierzyła, że tak będzie. Tymczasem Jane Rochester
leżała na łóżku, po zażyciu kwiatowo-korzennego naparu przeciwgorączkowego.
Śniła o dzieciństwie pozbawionym rodzinnego ciepła. Lowood,* gdzie zamieszkała
późnej, równie szybko pozbawiało złudzeń początkowo zasiewanych u niewinnych
dziewcząt. Przyjaźń z Łucją pomagała
wytrzymać bicie, dyscyplinę, nawet głód. Okrutne wizje mieszały się mimowolnie
z teraźniejszymi demonami. Dopiero w małżeństwie zaznała opieki ze strony
bliźniego. Obwiniała się przez wzgląd na wcześniejsze poronienia i chorobę
córeczki. Lekarze orzekli, że posiada słaby układ kostno-nerwowy, co groziło
atakami niedowładu z powodu niedokrwienia organizmu. Przyczyn nie potrafiono
zdiagnozować. Toteż koszmary dręczyły ją w dwójnasób, choć nigdy nie padły
jakiekolwiek zarzuty. Karty przeznaczenia dotąd emanowały wrogością. To
oznaczało, że powinna zacząć realizować zamierzony plan wyobcowania. Dla
ogólnego dobra…
Słownik
pojęć i terminów
-------------------------------------
-------------------------------------
1→ Cytat zaczerpnięty ze znanej arii
operowej „Carmen.”
2 → Jak zdążyliście wywnioskować u mnie
także instytucja dobroczynna nie odbiega od książkowych założeń Brontë.