12/31/2022

{ŚWIĘCI Z CODZIENNOŚCI}; -2- Dwaj bracia

 

●{Białystok, luty 1983 r.}●



ARESZT
śledczy, przy ulicy Kopernika 21 w Białymstoku. Podkomisarz Igor Gruszewski upił łyk świeżo zaparzonej kawy, po czym westchnął ze zniecierpliwieniem. Po drugiej stronie biurka zobaczył wyczerpanego mężczyznę w sutannie. Wyglądem przypomniał większość aresztowanych nieogolone policzki, lekko blada, dziwnie niewyraźna twarz. Minęły dwa dni, odkąd kazano mu tutaj przyjechać, mimo interwencji proboszcza rodzimej parafii.

— Po co mamy się męczyć dłużej, obywatelu? — wycedził Gruszewski Tłumaczę potrzebujemy pewnych wiadomości, później wypuścimy z Panem Bogiem.

— Odpowiedziałem na wszystkie pytania, czego dokładnie chcecie? — dopytywał łagodnie przesłuchiwany.

 — Według naszej wiedzy głosi, ksiądz, powiedzmy treści bardzo niepowszechne. Gdyby wszystko było w porządku nie wzywalibyśmy.

— Upowszechniam wyłącznie kazania, w których nie ma nic złego, jestem duchownym, to chyba normalne?

Nagle drzwi otwarły się z trzaskiem, a z korytarza dobiegło ujadanie owczarka niemieckiego. Czyjeś ręce wepchnęły do środka ubraną wyłącznie w podkoszulek i spodnie nastolatkę.   Po chwili zjawił się jej prześladowca.  Z miną lekko znudzonego światowca spojrzał na kolegę, dając jakiś nieznaczny sygnał. Obydwaj wyszli, zostawiając swe ofiar, póki co w spokoju. Podpuchnięta warga oraz rozcięty łuk brwiowy oto efekt, jaki osiągnęli funkcjonariusze wobec piętnastoletniej Zuzanny Zdunkowskiej, wyłącznie przy okazji pozbyli się też jakichkolwiek cieplejszych elementów odzieży młodej osoby.  Duchowny wstał, zdejmując własny, rozpinany sweter. Bez większego wahania wręczy to towarzyszce niedoli Dotychczas traktowano go bardzo grzecznie, nawet z nadmierną uprzejmością nie skonfiskowano nawet różańca, chociaż starano się nie zauważać owego drobnego akcentu. Sekundę późnej starszy z przesłuchujących wrócił zerknął przelotnie na więźniów i wykrzywił usta diabelskim grymasem

— Proszę, proszę dziewczynka ma odtąd adwokata — ironizował sarkastycznie. Dziwne, bo nie posłaliśmy jeszcze do prokuratury.

Niespodziewanie coś błysnęło w zimnych szarych oczach biurokraty.

— Idziemy na dół, pamiętasz co mówiłem o piwnicy? — warknął z irytacją, wymierzając piętnastolatce siarczysty policzek.

— Niechże pan ją zostawi — padła spokojna sugestia.

— Cóż, księdzu widocznie nie podoba się nasza gościnność. Jeszcze słowo i sprowadzę tutaj takich typów, iż szatan, to pieszczota w porównaniu do nich

 

 ~„ Oświęcim był igraszką jestem zmęczony, Marysiu…” ~ostatnie słowa rotmistrza Witolda Pileckiego, wypowiedziane do żony.

 

 

●{Rokitno lubelskiej 4 kwietnia 1983 r. }●

!OSTRZEŻENIE Poniżej mogą znajdować się opisy nieodpowiednie dla osób małoletnich.

Sala wzmożonej opieki medycznej niewielkiego, powiatowego szpitala. Równy odgłos maszyn monitorujących funkcje życiowe zakłócał monotonię codzienności pracowników. Przy jednym z łóżek, gdzie leżała pacjentka, niemalże w całości zakryta opatrunkami, tudzież zawieszona na rozmaitych wyciągach, czuwał ktoś w rodzaju anioła opiekuńczego. Widok tak spowszedniał, iż wzbudzał, tylko westchnienia pielęgniarek, ewentualnie niezrozumiałe mamrotanie dyrektora naczelnego. Niestety, na ratunek dla Zuzy Zdunkowskiej j szanse okazywały się równie marne, co wygranie głównej nagrody we francuskim wyścigu kolarskim Stan, w którym została przywieziona sprecyzowano jako skrajnie ciężki, pomimo wszystko podjęto walkę.  Liczne apele radiowe pozostawały bezskuteczne. Rodzina zaginionej milczała. Przyjęto wersję sieroctwa częściowego lub całkowitego. Obecne czasy mogły przynieść wszystko. Ekran kardiomonitora rozbłysły zielonym światłem, by zapiszczeć przenikliwie, wzniecając alarm. Pielęgniarka zawiadomiła, ortopedę ze specjalnością neurochirurga. Niestety, wiedziano, że wydarzyło się najgorsze.

— Wpiszmy godzinę zgonu…— polecił oponowanym tonem Antonii Winnicki. Piętnasta dwadzieścia trzy.

 Trzeba posłać po sanitariuszy, zawiozą ciało do kostnicy stwierdziła oddziałowa.

— Może najpierw dajmy szanse patronowi, zaraz dostarczę, czego potrzeba.

Personel medyczny wymienił porozumiewawcze gesty. Jakakolwiek śmierć przestała robić na nich wrażenie. Stanowiła coś podobnego do zmiany dnia w noc.

 



RAPORT OGLĘDZINOWY PATOLOGA MEDYCZNO-KRYMINALNEGO.

Imiona, nazwisko; Zuzanna Maria Z.

Wiek; piętnaście lat, choć z wygląd nieco więcej.

Rodzaj/liczba obrażeń[ podać w przybliżeniu]; Zapadnięty prawy oczodół. Uszkodzenia górnych żeber na poziomie klatki piersiowej zmiażdżone kolana ze śladami po gipsie ortopedycznym. Kości łamane wielokrotnie, być może metalowym prętem, względnie pałką milicyjną. Liczne oparzenia oraz otwarte rany skóry w okolicach głowy i uszu. Urazy ginekologicznie{…} z dużym prawdopodobieństwem potwierdzam, co następuje{…} ~ wykropkowane miejsca zawierają opinię patologa, nieujawnioną w ogólnodostępnych aktach sądowych.~ Konkluzja zamykająca raport; Niezrozumiała brutalność sprawców. Szanse przeżycia 0,5 do 10, 5%. Określam, iż w niniejszych warunkach skala cierpień przedśmiertnych musiała być nie do określenia w codziennym, potocznym rozumowaniu człowieka myślącego…

●{ Rio de Janeiro, 26 maja} ●

 



#przypis1 Trochę szoku nadal doświadczycie. Zastrzegam jednak wszystko pozostaje zmyśleniem literackim! Moim celem nie jest obrażanie pamięci osób nieżyjących lub też Czytelnika. Jakieś rozwiązanie z tego chaosu należało znaleźć, ponieważ jednak ma być to w miarę krótki gatunek zbliżony do opowiadania wybrałam opcję bardziej kontrowersyjną, zawierającą nutę brutalności. Oddaję Wam do oceny. Skąd pomysł? Od pewnego cyklu powieściowego, będącego zresztą plagiatem słynnego „Przeminęło z wiatrem.” Autorka w dużej mierze lubowała się w scenach erotycznych. Oprócz wszystkiego wystarczająco naturalistycznych opisach II wojny światowej, ale lepszy rydz niż nic wykorzystam jeden wątek związany z.. samobójstwem… Domysły? Wnioski? Kogo uśmiercę? Losowanie zbędne. Jak w „Balladynie” Słowackiego sufler uszedł z życiem. Reszta, niech spoczywa w spokoju.

Wczesny ranek, około godziny szóstej czasu lokalnego. Słońce dopiero wschodziło nad horyzontem Dokoła słychać było wyłącznie śpiewny szum cykad. W dzikim zakątku kilkadziesiąt kilometrów za szosą Rio – São Paulo znaleziono młodego, białego misjonarza z Polski. Nie dawał oznak życia. Ustalono, iż zgon nastąpił nocą pod wpływem jadu powszechnej tutaj ropuchy olbrzymiej, zwanej Agą. Dalsze czynności śledcze potwierdziły samobójstwo. Ludzi podobnych do niego, zwano w narzeczu Indian Amazonii  ● „esparto santificado” ● dosłownie uświęcony duch. Przy zmarłym odnaleziono rękopis pewnego wojskowego…

 



⸨⸨RELACJA WIĘZIENNA R. ORZESZKA⸩⸩

{..}Nocami dokucza chłód.  Przebywamy wszyscy w niedużej celi. Miejsca zbyt mało, nie umiem określić wieku, niektórych spośród moich współaresztantów. Są dziewczęta, chłopcy. Najstarszy spośród wielu ma prawdopodobnie osiemdziesiąt lat. Niedawno przysłali nam nowych. To kapłan oraz panienka, właściwie jeszcze dziecko. Wychudzona, bardzo głodna. Dla takiego szkraba, również żadnej taryfy ulgowej. Bicie, może coś gorszego? Prawdziwe piekło za życia, Jeżeli istnieje kraina poza tym światem, daj siło wyższa tego zaznać! O świcie, najprawdopodobniej 13 lutego, tę małą wniesiono na rękach po którejś z kolei perswazji służb. Stare wygi, zatwardzali mężczyźni nie dowierzali własnemu osądowi. Skatowano istotę słabą, niemal bezbronną. Opiekowaliśmy się wspólnie kolega, major Romanowski, ksiądz Jerzy i… ja. Przy czym ów drugi z naszego grona był właściwie niczym starszy, troskliwy brat. Oddał Zuzi{tak miała na imię}, swój koc, trzymał za rękę. Musiał widocznie powiedzieć coś zabawnego, bo Romanowskiemu lekko drgnęły wargi, wtedy ostatni raz widziałem również uśmiech nastoletniej ofiary reżimu. Reszta nocy, z trudem można opisać, była istnym cierpieniem. Strażnik mający nocną służbę został przyzwany do celi. Rzadko oglądałem mego przełożonego z oddziału leśnego tak wściekłego. Krzyczał pół godziny, jeśli nie więcej. Rozkazał kategorycznie zawołać lekarza, by na koniec splunąć… pod nogi małoletniego chłystka. NIEZWYKŁY akt odwagi. Poskutkowało zabrano ich gdzieś razem. Gdyż księdza Popiełuszkę zwolniono na polecenie dyrekcji więzienia. Do chwil przedtem wracam niechętnie. Dowiedzieliśmy się z plotek krążących po przybytku, że młodzi funkcyjni, w terminologii obozowej, użyłbym słowa „kapo” urządzali sobie dowolne tortury na tak naprawdę materiale badawczym, przebaczcie takie ujęcie sprawy. Widziałem odmęty ludzkiej podłości, ale ten dzień zapamiętam jako katorgę. Major R. zwyczajnie wył, a kilku innych klęło pod nosem. Wszyscy razem staraliśmy się, choć trochę ulżyć chorej. Przekręcaliśmy z boku na bok. Żona któregoś z odwiedzonych przyniosła ciasto. Prawdziwy rarytas! Dawaliśmy i jej po odrobince, niestety organizm przestał normalnie działać Dostawała suchych torsji. Bóg powinien solidnie skarać łotrów. Bandyci! {…}



#przypis2 Powyższa kartka z pamiętnika to ogromna zasługa filmu „Katyń” tuż przed rozstrzelaniem w głuszy pokazywano scenę, w której bohater, grany przez Żmijewskiego robi zapiski w kalendarzu. Język, zatem, mam nadzieję zbliżony do tego, co zapamiętałam. Tam jednakże ostatnie zdanie brzmiało po prostu „Przywieźli nas do jakiegoś lasu?” Pamiętam też wywiad z Pawłem Małaszyńskim, opowiadającym o najstraszniejszym momencie. Poczuł wtedy dziwną ulgę, gdy usłyszał, iż statyście zaciął się rewolwer, by zaraz padło krótkie polecenie o przeładowaniu broni ze strony reżysera Stwierdził także fakt niezaprzeczalny. Oni zmywali charakteryzację, szli do domu prawdziwi ludzie nie mieli tyle szczęścia. Szok, jakiego doświadczył to nic w porównaniu ze śmiercią, w tym przypadku żadnego odwołania wyroku być nie mogło…



SKĄD TYTUŁ „DWAJ BRACIA?”

W początkowej fazie strony natknęłam się na pewną informację. Dotyczącą autora powieści „Moje drzewko pomarańczowe. To dało inspirację, by tworzyć. Otóż urodził się 26 lutego 1920 roku, a zmarł 1984 roku w São Paulo. Tymczasem zaledwie trzy miesiące późnej tj. 18 maja 1920 w Polsce na świat przychodzi inny mały chłopiec o imieniu Karol. Jakie było dzieciństwo obu tych chłopców urodzonych na dwóch różnych kontynentach i w dwóch krajach? Na pewno zasadniczo się różniło, mały Józio wychowywał się w ubogiej rodzinie jego ojcem był Portugalczyk Paul Vasconselos, a matką Indianka Estefania Pinage, która od szóstego roku życia pracowała już w tamtejszej fabryce od rana do nocy. Natomiast jego rówieśnik Karol, lub „Lolek” jak wołali na niego od najmłodszych lat rodzice był synem Karola i Emilii Wojtyłów. Ojciec małego „Lolka” był wojskowym wysokiego stopnia, a mama Emilia nie pracowała zajmując się wychowaniem dwóch synów Edmunda i małego Karola jedynie od czasu do czasu przyjmowała nieliczne zlecenia jako krawcowa. Wojtyłowie mieli również starszą córkę Olgę, która urodziła się w 1914 roku w Wadowicach i zmarła po kilku godzinach. Późnej Karol już jako Papież Jan Paweł II wspomni o niej krótko w swoim Testamencie wymieniając ją na równi z rodzicami i bratem Edmundem oto jak brzmi ten urywek z Testamentu Papieża: (...) W miarę, jak zbliża się kres mego ziemskiego życia, wracam pamięcią do jego początku, do moich Rodziców, Brata i Siostry, (której nie znałem, bo zmarła przed moim narodzeniem (...) Zatem tak pokrótce można by było opisać dzieciństwo obu chłopców ,a właściwie te najwcześniejsze lata Co ich ze sobą łączyło? Obaj mieli starszych braci, obaj również już jako dorośli poświęcili się ukochanemu zajęciu jakim było pisanie. Młody Karol Wojtyła studiował polonistykę i pisał wiersze grał ,także w amatorskim teatrze razem z kolegami i koleżankami ze studiów. Wiele, wiele lat późnej jeden z owych chłopców zostaje najpierw księdzem potem biskupem, kardynałem i wreszcie Papieżem i przybiera imiona Jan Paweł II, a drugi był już wtedy znanym pisarzem. Kto by pomyślał, że tak potoczą losy każdego z nich? Właśnie teraz zamknijcie oczy i razem ze mną spróbujcie sobie wyobrazić taką oto sytuację, co by było gdyby obaj chłopcy byli kolegami w szkole podstawowej? Pamiętam, że kiedyś w szkole jako pracę domową miałam takie oto zadanie napisać list do rodziców, w którym miałam opowiedzieć o swoim przyjacielu, albo przyjaciółce ze szkoły. Jak mógłby wyglądać taki sam list napisany przez małego Józia o nowym koledze? Otóż proszę bardzo ja wyobrażam to sobie tak:



Kochany Portugalu!



Przyjechałem wreszcie do Polski jest tu bardzo dziwnie i czuję się tu trochę nieswojo. Ale wiem, że nareszcie będę mógł pójść do prawdziwej szkoły i mieć możliwość, żeby nauczyć się tych wszystkich interesujących mnie rzeczy. Pierwszy dzień w szkole nie był taki zły wszyscy Nauczyciele są bardzo mili, a nasza Pani pochwaliła mnie i powiedziała, że jestem najlepszym uczniem klasie z jeśli chodzi o pisanie, chociaż trudno mi było nauczyć się pisać i czytać w nowym języku. Mam też kolegę jest dla mnie bardzo sympatyczny i ma na imię Karol ma dziewięć lat tyle samo, co ja i siedzimy razem w jednej ławce. Tata Karola jest wojskowym, jego brat Edmund lekarzem. Niestety mama Karola zmarła parę miesięcy temu i od tego czasu często o tym mówi, jest wtedy bardzo smutny. Dziś nasza Wychowawczyni poprosiła nas o napisanie wypracowania temat, „Kim będę w przyszłości”. Wszyscy po kolej musieliśmy potem na głos przeczytać to, co napisaliśmy. Z wypracowania Karola zapamiętałe tylko to zdanie: „Kiedy dorosnę zostanę księdzem i będę pomagał innym ludziom.” Ja napisałem, że zostanę pisarzem i będę pisać książki przygodowe. Jak dobrze mieć wreszcie przyjaciela. Pozdrawiam serdecznie. Bardzo Cię kocham.

Józio

 

P.S. Teraz wszyscy koledzy mówią na mnie Józio. Szczególnie Karol lubi mnie tak nazywać. Obiecał, że nauczy mnie pływać. On jest naprawdę niesamowity!

 

 

 

~*~

 

Tak naprawdę mam wrażenie, że obaj ci chłopcy mogliby być szkolnymi kolegami. Miłe wyobrażenia, prawda? Oto taka interesująca ciekawostka o mojej ulubionej książce.

10/23/2022

{ZWYKLI, A NIE DO KOŃCA ...} → O tych, co mogą być w sferze niebiańskiej

 Jesień to w zasadzie czas podsumowań. Na razie odwołuję wszelkie stałe cykle książkowe! Jako że strona się zmieniła inny będzie też system i zapoczątkuje wszystko tenże nietypowy cykl. Czasy , jak najbardziej nasze. Akcja rozgrywająca się w Polsce. Ewentualnie gdzieś tam granic zostaną oznaczone, ale to raczej rzadko... Może Rzym względnie jakiś inny kraj, na razie głównie tutejsze klimaty.  Na początek zwiastun;




Jest już i pierwsza jaskółka, poświęcona księdzu Jerzemu Poiełuszcze...

 

W przyszłości planuję też poświęcić jedno opowiadanie znanej skądinąd LANGUŚCIE NA... PALMIE.  Tutaj zamierzam, jednak chronić osoby i stan rzeczy. Więc dane będą zmienione.