5/05/2024

{OPOWIADANIE BONUSOWE NR 2}; 1 ~ Kiedyś zanucę jeszcze kołysankę ~

 WE WSPÓŁPRACY Z VLOGIEM HISTOR HIKING

  1. {HELENA}


WSPOMNIENIE Z 1942 ROKU; 

  

 


LEKKIE
brzęczenie wydobywało się z głębi drutu kolczastego, rozpiętego na drewnianych słupach ogrodzenia pod wysokim napięciem. Wszystko dokoła pobielała cienka warstwa zmrożonego śniegu. Więźniom dokuczał, nie tylko wszechobecny głód, lecz także bardzo duży mróz. Temperatura opadła minus jedenastu stopni Celsjusza.  W progu niewielkiego drewnianego baraku stała wysoka, szczupła blondynka. Czarna wełniana sukienka, tylko nieco izolowała od mankamentów tej pory roku. Oddział przedszkolny, który prowadziła był jedynym, jako tako ogrzewanym miejscem w tym koszmarnym, innym świecie. Człowiek odpowiedzialny za powstanie tego miejsca nosił miano demona o sadystycznych skłonnościach. Nikt nie wypowiadał na głos podobnych myśli. Naczelny lekarz cygańskiego obozu, Josef Mengele, udatnie silił się uprzejmość, tyle że każdy, tutaj dobrze znał negatywne cechy jego charakteru.  Widziano niejednokrotnie obrazki rodem z albumu familijnego, zabaw z dziećmi, uparcie lgnącymi do dobrego wujka. Tenże jednak z czasem nudził się swoimi „zabawkami” psującymi się w zaskakująco szybkim tempie. Helena Haneman drgnęła, usłyszawszy przerażająco wysoki, a zarazem rozpaczliwy krzyk. Po chwili biegła już w tamtą stronę. Wszystko, co zobaczyła przypominało rodzaj sennych majaków wariata. Jedna z koleżanek po fachu szybko uniosła głowę, wzywając współkoleżankę gestami. Na mokrym pokrytym rozmiękłą breją bruku leżał, najwyżej kilkuletni chłopczyk. Z gardła wypływał mu przeraźliwy szloch. Młoda praktykantka pielęgniarstwa, przywieziona do Auschwitz prosto ze szkoły usiłowała coś poradzić. Jednakże najwyraźniej nie wiedziała, co powinna zrobić...

Za to doświadczona opieką nad piątką własnego potomstwa, matka działała szybko. Schyliła się, wziąwszy dziecko na ręce. Nie było czasu na wahanie. Strażniczki i esesmani mogli przybiec zwabieni hałasem. A wtedy zadziałałby siły piekielne. Kiedy weszli do mniejszego z baraków ułożyła chłopca na jednym z wąskich łóżek. Mały pokoik, gdzie mieszkała tchnął ciepłem od małego piecyka opalanego koksem. Szybko sięgnęła po blaszany kubek. Na szczęście praca z potworem dawała pewne profity do zagotowanego wrzątku dodała mleka w proszku i słabą esencję herbatopodobną.

— Jak wypijesz pogadamy, kawalerze — rzuciła stanowczo, aczkolwiek łagodnie, 

— Chcę do taty, do taty — zabuczało niewyraźnie. Dlaczego ci panowie są tacy źli?

— Wszyscy się nad tym zastanawiamy, ale lepiej nikomu nie podpaść, rozumiesz? 

Malec usiadł na łóżku czerwone plamy na buzi wyglądały na jakąś wysypkę lub zakażenie, gdyż miejsca były silnie zaognione.

Trzydziestoparolatka wstała. Przez chwilę szukała czegoś w niewielkiej komodzie, po czym znalazła kawałek czystej białej tkaniny, z tubki wycisnęła odrobinę kleistej brudnożółtej mazi. Był to łój z wytapiamy ze skóry wołowej hojnie wyrzucanej przez Niemców, wyprawiających w służbowych kantynach gigantyczne uczty. Obozowe zapatrzenie często budziło ironiczne uwagi, podobnie do osławionego napisu nad bramą wejściową. „PRACA CZYNI WOLNYM!” Ci bardziej doświadczeni weterani mieli potajemne hasło, odpowiedź;

 „ CZYNI CIĘ WOLNYM O, TAK, O TAK PORZEZ KOMIN DO KREMATORIUM NUMER TRZY…” *

#przypis1 Owa słynna maksyma, jest zasadniczo parafrazą słów Świętego Jana. „Pamiętajcie zaś, Bracia, o prawdzie, ta, bowiem w pełni wyzwala i nadaje sens waszym działaniom jako dzieciom Boga.” Uwięzieni w łagrach ludzie, którzy stawali się niewolnikami na pewno szybko tracił pewność odnośnie prawdziwości tych słów. Zasadniczo tuż po przemowie kierownika obozu Karla Fritcha; 

 „Jeśli są w transporcie Żydzi mają PRAWO żyć nie dłużej, niż dwa tygodnie, klechy miesiąc. Reszta trzy miesiące. Komu się to nie podoba, niechaj idzie od razu na druty ogrodzenia. Dla nas znaczycie mniej od krowiego łajna." 

Liczne relacje ocalałych potwierdzają wszystko. Jeden z nich wspominał to następująco;

→ Zawsześmy próbowali rozszyfrować tę zagadkę. Co miała oznaczać? Dość szybko dostawaliśmy dobrą naukę. O, jakżeż szydercza okazywała się ironia naszych oprawców! Praca zabijała, a wolnym czyniła śmierć… 

Napis kradziono dwukrotnie. Pierwszy raz w 1945 roku po wyzwoleniu obozu chcieli go wywieźć Rosjanie. Udało się jednak go odzyskać w nienaruszonym stanie. Drugi raz zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach w grudniu 2009 roku Kradzieży dokonali Polacy na zamówienie Szweda.


  1. {ALEKSY DAWIDOWICZ}

Z RAJU NA GOLGOTĘ;


  NIESPEŁNA pięcioletni Aleksy od urodzenia mieszkał w niewielkiej miejscowości Duczki pod Warszawą. Rodzina należała do jednej z najbardziej znanych w tej podmiejskiej okolicy. Pradziadkowie od strony, szybko zmarłej matki chłopczyka pochodzili z Rosji. Gdzie kultywowano pamięć o ostatnim carze, Mikołaju. Stąd także otrzymał imię najmłodszej ofiary masakry w Jekaterynburgu, nadane podczas chrztu w kaplicy Świętego Tymoteusza. Sakramentu udzielał zakonnik, zameldowany w miejscowości znad granicy polsko-czeskiej. Delikatna powierzchowność niemowlęcia od początku budziła uwagi, iż jest bardzo podobny do carewicza.  Pewien filozof powiedział kiedyś; „Kto nosi czyje imię, ten bierze też wszystkie JEGO losy”. Nie wiadomo, do kogo się wszystko odnosiło? Boga czy może zmarłego, po którym zachowywano wspomnienie? W każdym bądź razie mały Aleksy Dawidowicz zdawał się podzielać życie tamtego. Śmierć matki, pijaństwo i egoizm ojca. Długi pobyt w sierocińcach i wreszcie przebłysk szczęścia. ADOPCJA przez kogoś, mającego wielkie i dobre serce. Teraz obaj przeżywali swoją Golgotę.. 

#przypis2 Sparafrazowałam cytat z filmu Andrzeja Wajdy „Katyń” tam siostra jednego z zamordowanych obcina włosy, by zapłacić za tablicę nagrobną. Fryzjer wypowiada te właśnie słowa. Tyle, że u mnie jest imię, a tam chodziło o fryzurę. 

  1. {HELENA}

GRUDZIEŃ 1942 ROKU


WŚRÓD  tysiąca ostrożności, nieomal ze wstrzymanym oddechem ciemna kobieca sylwetka przemykała pod ścianami kolejnych budynków, niegdyś drewnianych szop, w których mieszkały zwierzęta. Lodowaty chłód wionął od czarnej, niczym smoła nocy, a trudny do zniesienia odór śmierci i rozpaczy ludzkiej zatykał płuca, ściskając wszystko poczuciem klęski. Ktoś uchylił ostrożnie przesuwane drzwi dawnego chlewu, gdzie mieszkali specjaliści Ślusarze, mechanicy i radiotelegrafiści, Czyjś głos wychrypiał pospiesznie;

— Wchodźcie, byle szybko. Jeżeli będzie tędy lazł jakiś kapo…. 

W środku pani Haneman ujrzała duży drewniany stół i zgromadzonych dokoła szorstkich więźniów w granatowych uniformach z drelichu. Uważnie jedli gorącą kartoflankę, otrzymywaną z obozowej kantyny. Dzięki wsparciu ich szefa, porządnego człowieka, mieli nieco lepsze życie. Faktycznie, Edward Lubusch mógł się mienić chlubnym wyjątkiem na tle całej załogi Oświęcimia, albo raczej Birkenau. Teraz stał tuż obok drewnianej ław, na której jego pracownicy spożywali wieczorny posiłek. Zdawkowo uśmiechnął się do matki pięciorga dzieci i opiekunki kilkanaściorga innych. 

Skinął lekko głową, wyciągając rękę w stronę chłopczyka. 

— Ćśś, idziemy, mamy tylko kilkanaście minut — wymówił półgłosem. Radnicki stań na czatach i zaśpiewaj… „Hej, strzelcy wraz” gdyby ktoś nadchodził.

— Tak jest, chociaż możemy mieć kłopot z Rudolfo, ale… — odparł posłusznie zagadnięty. 

W tym momencie, jakby za sprawą złego czaru wrota skrzypnęły, a do środka wszedł wzmiankowany kapo.. Nikt z kilkunastoosobowej załogi nie zamarł, wręcz przeciwnie czterech silniejszych, skoczyło w stronę zwalistego Włocha o byczym karku, natomiast ich przełożony powoli wycelował w niego lufę lugera. 

– Jesteś ślepy, głuchy również przynajmniej na tę godzinę, jasne? — rzucił lodowato .

Potężne chłopisko coś stęknęło, jednakże najwyraźniej groźba podziałała. Wypuszczony na swobodę, lekko zsiniały, opadł na wysypaną trocinami podłogę. Sapiąc cicho…  

 KONIEC EPIZODU 1.


 



Brak komentarzy: