EPIZOD 2
Monachium,
21 październik
Wąskie korytarze
kliniki Saño-Cuzo wypełniał tłum ludzi. Niekorzystna aura zwiększała ilość
wypadków samochodowych, toteż na oddział chirurgiczny wezwano naczelnego
ordynatora. Siedemdziesięcioczteroletni Ovobilius Gozofadio zadziewał
żywotnością odziedziczoną, zapewne po węgierskich praprzodkach. Organizował
konferencje w magistracie, omawiając zawikłane dylematy pozamedyczne.
Niepokonany wojownik o lwim sercu przybył, by ujarzmić
śmiercionośny żywioł. Wczesnym przedpołudniem został poproszony o
zejście do sali pooperacyjnej. Staruszek oczekiwał wezwania do motocyklisty po
trepanacji czaszki, jednakże pielęgniarz wskazał inne łóżko.
—
Brutalnie zgwałcona dziewczynka, natomiast jej kolegę zrzucono ze skarpy
niedaleko autostrady — zrelacjonował półszeptem. Zważywszy na mundurki, to
drugoklasiści z rejonowej szkoły powszechnej, najwyraźniej planowali ucieczkę.
—
Intuicja podpowiada, iż na zagadki istnieją rozwiązania Dajcie anons do gazety,
dawnej dzięki temu odnajdywano zaginionych.
—
Natychmiast powiadomię naszych gońców, panie doktorze.
♆♆
Cmentarz
przy Rosethalstrasee skłaniał do zadumy nad przemijaniem. W południowej części
stały najstarsze nagrobki pochodzące z XIV wieku. Z pobliskiego kościoła
Świętego Rocha dobiegały dźwięki fortepianu. Wierni siedzieli w ławkach,
słuchając koncertu szopenowskiego. W następnej kolejności wykonano mazurek
elegijny. Chórzyści zaintonowali:
*(...)
Lecą iście z drzewa,
co wyrosło wolne,
z nad mogiły śpiewa,
jakieś ptaszę polne.
Nie było, nie było,
matko, szczęścia tobie!
Wszystko się prześniło,
a nadzieje w grobie.
co wyrosło wolne,
z nad mogiły śpiewa,
jakieś ptaszę polne.
Nie było, nie było,
matko, szczęścia tobie!
Wszystko się prześniło,
a nadzieje w grobie.
Popalone
sioła,
spustoszone miasta,
na w polu dookoła,
zawodzi niewiasta.
spustoszone miasta,
na w polu dookoła,
zawodzi niewiasta.
Wszyscy
poszli z domu,
wzięli z sobą kosy,
Robić nie ma komu,
w polu giną kłosy (....)
wzięli z sobą kosy,
Robić nie ma komu,
w polu giną kłosy (....)
Publiczność
długo biła brawo, obdarowując artystów kwiatami. W ogólnym rozgardiaszu nie
zauważono nagłego zniknięcia jednanego z gromady. Mężczyzna bez problemu wszedł
do bocznej kaplicy, gdzie panował względny spokój. Spojrzał na krzyż ponad
ołtarzem. Bezwiednie rozpoczął modlitwę, to dzięki babci znał „Ojcze
nasz.” Czy będąc Niemcem, nawet pozbawionym ciężkich grzechów miał prawo
stać w świątyni? Spokojnie wypowiadać katolickie formuły? Arturowi Götmanowi
dość szybko udzielono odpowiedzi. Drzwi uchyliły się bezszelestnie. Nikły,
pozbawiony twarzy cień wyciągnął kajdanki. Major bez protestów wsiadł na
wojskową ciężarówkę. Podążał za przeznaczeniem z rezygnacją pokonanego w
uczciwej walce…
♆♆
Rio de
Janeiro, 2 lipca 1948r.
Helena
Aderman po raz pierwszy odczuwała coś w rodzaju lęku, stając na progu biura
męża. Podczas studiów zrobiła specjalizację z psychiatrii klinicznej.
Przez lata odnosiła liczne sukcesy, lecz ten dzień stanowił odstępstwo od
wszelkich reguł. Siatki wypełnione zakupami ciążyły nieznośnie, podobnie jak
serce. Jednakże zamierzała podjąć ryzyko. Brunet wstał zza biurka, by powitać
nietypową interesantkę
— Dzień
dobry, czego tym razem dokonałaś? — dopytywał dobrodusznie
Niebawem
się okaże — burknęła nonszalancko, usiłując zachować pozory beztroski.
— Oj,
dziwnie wyglądasz, czyżbyś kogoś zamordowała? — zażartował zupełnie
nieświadomy, iż dalsza rozmowa zburzy dotychczasowy porządek.
—
Niedawno poznałam chłopca z mutyzmem.* Kolega poprosił o konsultacje, bo nie potrafili
do niego dotrzeć. Utkwił w swoim świecie odkąd został przywieziony z
niemieckiego szpitala.
— Hmm,
poskładałaś wszystkie fragmenty, prawda? Powiedzieli ci o czekach i
podali dane personalne.
— Dotąd
nie wierzę, że umieściłeś syna w podobnym miejscu
— Ma tam
właściwą opiekę robiłem, co trzeba, dopóki był młodszy. Niestety, sam nie
dałbym rady dłużej się nim zajmować.
Kobieta
sięgnęła po słuchawkę telefonu, po czym dokonała niezbędnych ustaleń. Tym razem
górę wzięła natura profesjonalistki, aczkolwiek rezultaty terapii wstrząsowej
dały jej do myślenia. Działała niejako odruchowo, skupiając się
odnalezieniu pozywanych stron. Wszak praktyka czyni mistrza, o czym
wiedzieli najwybitniejsi znawcy tematu. Ot, referowała własną pracę dyplomową w
nieco innych warunkach. Firma przewozowa zajmowała całe czternaste piętro
nowoczesnego wieżowca, nieopodal Oceanu Atlantyckiego. Kilka minut późnej w do
pokoju weszli kolejni goście. Z pewnością największą uwagę
przyciągał chłopiec o zamglonych jasnoniebieskich oczach. Ubrany w szarą
bawełnianą koszulkę i takież spodnie szedł powoli razem z lekarzem w białym
kitlu. Towarzyszyły im dwie urzędniczki najwyraźniej znudzone przykrym
obowiązkiem. Panowała cisza, wtedy inicjatywę przejęła Helena Alderman.
Obdarzyła swego pacjenta przenikliwym spojrzeniem, dotykając lekko wątłego,
chłopięcego ramienia.
— To, co
znów sobie porozmawiamy, Józiu? — spytała miękko
Przekrzywił
głowę, niczym psiak, rozpoznający głos właściciela. Wargi rozchyliły się lekko,
a podbródek drgnął.
— Chyba
najwyższa pora, żebyśmy poznali tragarza snów, skarbie... — skwitowała z uśmiechem
rozmówczyni Widzę, że jesteś gotowy.
PS.
Zostawiam bohaterów sam na sam z decyzjami. Bez precyzyjnych wskazówek, co
czeka za rogiem. Tym razem nietypowo, bo zakończenie pozostanie otwarte
Spuśćmy kurtynę milczenia. Podobnie jak u Szekspira. Czy Zezé czeka powrót do
ośrodka? Nie mam pewności, jak właściwie postąpi jego ojciec. Dotąd
wszystko szło gładko ale przeżycia wojenne pozostawiły, mimo wszystko jakiś
ślad. Sami znajdźcie najlepsze rozstrzygnięcie. Czekam na propozycje, bądź
ewentualne uwagi w komentarzach. Proszę o dokładną ocenę znanych postaci.
KONIEC
EPIZODU 2
Słowik
pojęć i terminów
-
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
1→
Muzykę skomponował Fryderyk Szopen do słów Wincentego Pola. Pieśń o charakterze
żałobnym wydana prawdopodobnie w 1911 roku.
2→
Dysfunkcja mowy niepowiązana z uszkodzeniem centralnego układu nerwowego.
Występuje najczęściej w skutek silnego wstrząsu psychicznego. Na przykład
śmierci rodziców lub pobicia. W około 50% przypadków chorzy powracają do
normalnego stanu, dzięki odpowiedniej terapii.
2 komentarze:
Bardzo ciekawe watki ktorych tajemniczosc jest typowa dla autorki ....tajemniczosc powinna byc czasami odrbine bardziej okreslona zeby uwyuklic czytelnosc. Bardzo malarskie opisy gdzie czuc nawet zapach chcmentarza albo zasloniencie szeksirowskie kurtyny jest autentyczne.Ciekawe porownania.Strona .graficzna zbyt rozbita..lepiej czyta sie tekst pisany czysto jesli np.widac rysunki tak jak na zakladce do ksiazki.Nie wiemy jak potocza sie losy bohaterow z ciekawoscia czekamy na ciag dalszy
Mordalsiowie
Witaj!
Pierwsza sprawa - Tragarz Snów! Dopiero teraz wzięłam się porządnie za Złodziejkę Książek i już wiem, że to z nią jest powiązany ten tytuł :D Aczkolwiek końcowe słowa brzmią trochę upiornie... Tak jakby kobieta chciała uśpić chłopca, tak mi się przynajmniej skojarzyło.
Po drugie, zgadzam się z przedmówcą. Twoje historie są tajemnicze i często wydają się dość odrębne od siebie, dlatego trudno wypowiedzieć się szerzej o konkretnych bohaterach. Jedyne co mogę powiedzieć, że gładko potrafisz przedstawić ich charaktery. Fragmenty nie są długie, a my po opisach możemy mniej więcej powiedzieć, jaki ktoś jest. Od doktora Ovobiliusa Gozofadio bije na przykład siła i dobroć ducha. Józio wydaje się odważny jak na swój wiek, ale pełen wątpliwości i wrażliwości.
Otwarte zakończenie to bardzo dobry pomysł :D Tylko teraz nasuwa się wiele możliwości... Sama nie wiem, co się teraz może wydarzyć. Jakoś jednak wierzę, że chłopiec nie trafi znowu do ośrodka.
"Niepokonany wojownik o lwim sercu przybył, by ujarzmić śmiercionośny żywioł" - podobał mi się ten opis.
Pozdrawiam, kochana :D
Prześlij komentarz