Grande Sybille został uznana za dzielnicę artystów w XVIII wieku. Owa cienista kotlina oddalona, o zaledwie czternaście kilometrów od Rio de Janeiro istotnie przypominała jakąś mityczną krainę. Z trzech stron otoczoną strzelistymi bazaltowymi wzgórzami. Na łąkach wypasano kozy, które dawały najsłodsze mleko w okolicy. Wszędzie panował niezwykły spokój. Przy wyżwirowanej alejce stał dwupiętrowy dom z szarobrązowego łupkowego kamienia, na płaskim blaszanym dachu, zamiast komina umieszczono wywietrzniki. Do drzwi przybito końską podkowę, symbol pomyślności. Wąskie, spiralne schody z sieni prowadziły wprost na poddasze. Niewielki skromnie umeblowany pokój wynajmowało dwoje przyjaciół. Posadzkę zakrywała trzcinowa mata, pod bielonymi wapnem ścianami ustawiono metalowe łóżka, w kącie za zasłoną urządzono kuchnię. Jowita Cruzo miała zaledwie dwadzieścia dwa lata, zaś jej współlokator dwadzieścia sześć. Szczupły płowowłosy chłopak o jasnoniebieskich oczach do niedawna studiował malarstwo.
— Pamiętaj, że dzisiaj przychodzi właściciel — przypomniała dwudziestodwulatka.
—
Wreszcie spotkamy się osobiście — odparł spokojnie. Trzeba omówić zasadnicze
kwestie.
— To
ponoć bogacz na stałe mieszka w Europie.
— Patrzcie,
ile można usłyszeć od wścibskich lokatorów. Nie zamierzam zgłębiać plotek,
aczkolwiek są intrygujące.
—
Rycerskie poglądy, Zé, wręcz kryształowe — prychnęła sceptycznie.
Rozmawiali,
siedząc na podłodze. Grali w loterię zwierzęcą, odmianę rozgrywki popularnej w
strefie klimatu równikowego. Jednakże los szykował o wiele trudniejszą
batalię...
❤❤
Zacisze
bistro na obrzeżach osiedla stanowiło ulubione miejsce spotkań turystów, zwłaszcza
Europejczyków. Tęgi brunet po sześćdziesiątce z pewnością wyróżniał się z grona
stałych bywalców. Starannie wyprasowane lniane ubranie, czarna laska ze srebrną
gałką podkreślały dystyngowany wygląd. Czytał gazetę, popijając aromatyczną
kawę. Do stolika podeszła kelnerka z ciastem na tacy.
— Bardzo
przepraszam, panie, Valadares, ale przed chwilą młoda kobieta dostała silnego
krwotoku — wyjaśniła pospiesznie. Musieliśmy wezwać karetkę i zapewnić
opiekę jej córeczce.
—
Rozumiem, zresztą nigdzie się nie spieszę — powiedział miękko klient. Lekarze
na pewno szybko znajdą skuteczne rozwiązanie.
— Oby
tak było Gloria naprawdę sporo przeżyła. Na szczęście przejeżdżała tędy, bo na
szosie nikt, by nie pomógł.
Dwadzieścia
minut później Portugalczyk skręcił w lewo, zatrzymując samochód w pobliżu
stacji benzynowej. Odwrócił głowę, spoglądając na czteroletnią dziewczynkę w
jasnożółtej sukience. Mimowolnie zanucił kołysankę, którą niegdyś śpiewał
córce:
*(...)
Marynarzu, marynarzu,
po
dalekich morzach pływasz.
To przez
ciebie, marynarzu,
jestem
dzisiaj nieszczęśliwa.
A na
brzegu piasek złoty,
morską
pianę niesie fala,
mój
marynarz w świat odpłynął,
choć nad
życie go kochałam.
Jeśli
kochasz marynarza,
ledwie
chwilę szczęście trwa.
Gdy
kotwica pójdzie w górę,
znów
marynarz
ruszy w
świat (...)
Upłynęło
klika sekund, zanim przypomniał sobie o małej pasażerce. Słońce już zachodziło,
toteż należało podjąć decyzję, co robić dalej. Wreszcie kierowca ponownie
zapalił silnik, ruszając w kierunku własnego domu, gdzie zatrzymywał się w
trakcie pobytu w Brazylii...
❤❤
Bezkresne
obszary dżungli skrywały niepojęte siły przyrody. Jakakolwiek wyprawa oznaczała
spore ryzyko, nawet dla najwytrwalszych wędrowców. Niejednokrotnie pragnienie
odkrycia czegoś nowego zwyciężało rozsądek. Młodzieniec czuwający przed
namiotem ustawionym w centralnym punkcie nieuczęszczanej polany słyszał, tylko
szum wiatru w pędach bujnej winorośli. Przyjechał tutaj, aby w skupieniu
przemyśleć minione wydarzenia. Cichy trzask gałęzi tuż za plecami wyrwał go z
zamyślenia. Stary Indianin poprowadził w kierunku rzeki. Nad brzegiem
porośniętym wysoką, splątaną trawą pochylił się niskim ukłonie, składając hołd
niewidzialnym bóstwom.
—
Powiadają, że umarli powinni spoczywać na cmentarzach — zaszwargotał śpiewnie.
Szukaliście informacje o iniach* to zaklęte dusze, szukające spokoju.
— Jeżeli
ktoś stamtąd powróci zostanie potępiony, prawda? — odszepnął lękliwie José
Vasconcelos.
—
Zależy, jakie ma intencje, proszę pana, lecz niełatwo znaleźć rozwiązanie każdej
zagadki.
—
Dziękuje, João, wciąż uczysz mnie, czegoś nowego.
Gdy
wrócili do obozowiska pochłonęły ich codzienne obowiązki. Pozostali członkowie
ekspedycji badawczej prowadzili szeptem długie narady, unikając w miarę
możliwości indiańskiego przewodnika. Najwyraźniej nie darzyli tubylców
zbytnim zaufaniem. W takich warunkach trudno było ocenić, kto jest
prawdziwym przyjacielem...
KONIEC
Słowik
pojęć i terminów
-
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
1→
Cytat zaczerpnięty z książki „Moje drzewko pomarańczowe.” Tłumaczyła Terasa
Tomczyńska. Wydawnictwo MUZA S.A 2010.
2→
Słodkowodny delfin żyjący w dorzeczach Amazonki i Orinoko. Charakteryzuje
się różową barwą skóry.
1 komentarz:
Witaj :)
Nie wiem, czy to kwestia tego, że długo nic nie publikowałaś, ale mam wrażenie, że Twój styl się poprawił. Zdania czyta się płynniej, a świat przedstawiony jest barwniejszy :)
Te trzy fragmenty wydają mi się trzema odrębnymi historiami, ciekawymi zresztą. Fajnie by było przeczytać ich rozwinięcie. Najbardziej chyba ujęła mnie końcówka o Indianinie i zmarłych.
Pozdrawiam pięknie :)
Prześlij komentarz